Planowanie
ślubu to czasami niezłe pole minowe. ;) Okazuje się, że nie miałam pojęcia o paru
sprawach, mimo że portale ślubne wertuję co jakiś czas od bardzo dawna. Z tego
względu postanowiłam zebrać na blogu niektóre fakty. Być może kiedyś któraś z
Was dzięki temu nie zrobi wielkich oczu tak jak ja wybałuszałam swoje. Do lata
jeszcze czas, więc pewnie jeszcze niejedno mnie zdziwi.
SUKNIA
ŚLUBNA
zszywka.pl |
Zaskoczyło
mnie to, że sukni nie możemy zmierzyć same. Rzecz w tym, że koszt tych cudeniek
to od tysiąca złotych (skromniejsze egzemplarze, wyprzedaże, szycie) przez
średnią cenę sukien (z bieżących kolekcji) czyli trzy - cztery tysiące złotych
i więcej. Pani w salonie ubiera klientki, abyśmy niczego nie rozdarły i nie
pobrudziły makijażem. Poza tym każdy salon posiada swoją krawcową, która
dopasuje nam naszą suknię ślubną tak, aby leżała idealnie. Suknie z salonu można
zmniejszać i powiększać mniej więcej o dwa rozmiary w górę i w dół. W przypadku
mojego salonu jeszcze na tydzień przed zostaną wprowadzone ostatnie poprawki,
bo ponoć normą jest to, że tuż przed dniem 0 tyje się albo chudnie. Podobno każdy
kilogram ma znaczenie, bo dobrze dopasowana suknia nie ma prawa zsunąć się z
nas nawet o centymetr. No i, co ciekawe, można zostawić suknię w salonie, aby w
domu nic się z nią nie stało. Przemiła właścicielka salonu, w którym sama
kupiłam swoją opowiadała mi jak jednej z panien młodych suknia stęchła na
strychu, a drugiej suknię pogryzły myszy. W końcu kiedy suknia jest dość obszerna
to nie zawsze zmieści się w domowej szafie. I nie zawsze każdy chce ją tam wciskać
na siłę.
REZERWACJE
www.blogweselny.pl |
Wiecie,
że jeśli chce się wziąć ślub latem trzeba niektóre sprawy załatwiać czasem
DWA LATA przed? Tym bardziej jeśli to czerwiec albo sierpień. ;) My rezerwowaliśmy
salę na półtora roku przed i wcale nie byliśmy pierwszymi chętnymi na nasz
miesiąc. Większość osób ma wielkie oczekiwania związane z letnimi miesiącami z
literką R w nazwie.
PROTOKÓŁ
PRZEDŚLUBNY
www.slubi.pl |
Niektórzy
byli zdziwieni, że o tym nie wiedziałam, ale skąd mogłam mieć pojęcie, skoro
nikt mi się tym nie chwalił. Każdego, kto planuje ślub kościelny czeka około czterdziestominutowe odpytywanie przez księdza o to,
czy możemy mieć dzieci (ciekawe czy skierowania na badania w tym celu też
ksiądz będzie niedługo wydawał), czy razem mieszkamy, czy nie jesteśmy ze sobą
spokrewnieni, czy w rodzinie nie ma chorób psychicznych, czy jesteśmy zaręczeni… Nasze odpowiedzi mają być udzielane oddzielnie i to co zostanie zapisane w
protokole może być podstawą do unieważnienia małżeństwa lub braku zgody na rozwód kościelny w
przyszłości. Relacje z przebiegu rozmowy są różne. Ciekawa jestem jak będzie w naszym przypadku.
Na
koniec KOSZT
www.experto24.pl |
Pierwsza
niewinna, bardzo optymistyczna myśl jaka przyjdzie nam o tym ile byśmy chcieli wydać na ślub i przyjęcie zawsze będzie nieprawdziwa. ;p Koszty rosną i jeśli nie decydujemy się tylko na obiadokolację dla najbliższych, możemy być pewni, że statystycznego Polaka zasadniczo nie stać na taką imprezę. A jednak wesela wciąż się odbywają. My wyznajemy zasadę: samodzielnie czyli bez pomocy rodziców i bez kredytu.
Jest tu jakaś przyszła panna młoda, która ma jakieś zupełnie inne spostrzeżenia związane z planowaniem ślubu? A może jest żona, która sama chętnie opowie o swoich przygodach i niespodziewanych sytuacjach? Z chęcią poczytam. :) Jeśli nie, to może macie jakieś pytania związane z tą tematyką? Czy coś co opisałam też Was zdziwiło? :)
P.S. Bardzo dziękuję za dyskusję pod poprzednim postem. Aż chce się wracać do blogowania, kiedy witacie mnie taką ilością obszernych komentarzy! Na większość odpowiadam u siebie. Obowiązkowo też wpadam do Was, aby sprawdzić, czy i Wy nie odpowiedzieliście na mój komentarz, który zostawiłam u Was. :)
Nas niedługo też to czeka i też zrobimy wesele bez kredytu i bez pomocy rodziców. Przerażają mnie koszta. To jest jakaś masakra. Do tego wszystkiego oboje mamy z narzeczonym duże rodziny i puki co utknęliśmy na liście gości -,-
OdpowiedzUsuńTym bardziej kiedy ze wszystkimi utrzymuje się kontakt i dobrze się z nimi żyje. Ja sama mam ogromną rodzinę, bo tata ma pięcioro rodzeństwa, mama czworo i wszyscy mają po kilkoro dzieci. A już i kuzyni się dawno pożenili i pojawiło się nowe pokolenie... Postawiliśmy sobie z Y. taki wyznacznik, że:
Usuń- zapraszamy tych u kogo byliśmy na weselu
- zapraszamy tych, którzy nas odwiedzają i my odwiedzamy ich
- zapraszamy tych, którzy w naszym życiu zaistnieli.
- zapraszamy tych, którzy, co ciekawe, wiedzą jak mamy na imię, bo część mojej rodziny nie wie jak ma na imię mój narzeczony i odwrotnie.
Kiedy ma się mało kasy trzeba być nieco brutalnym. Dlatego ja ze swojej strony będę miała 30 osób (w tym są też przyjaciele i osoby towarzyszące). Razem nam wyjdzie około 70 osób już z kamerzystą, muzykiem i osobą dowożącą gości w miejsce noclegu, których też wlicza się w liczbę osób "zaproszonych". Mieliśmy zapraszać bez osób towarzyszących, ale jak stanęło na weselu, to jednak z kimś Ci ludzie się muszą bawić. :) Tak czy owak koszt też mnie przytłacza. Bo choć to będzie skromne wesele, to na pewno cena nie będzie skromna...
u nas niestety wyjdzie więcej. Moja mama ma 6 rodzeństwa, tata 7, mojego narzeczonego tata ma 8, na szczęście jego mama ma tylko brata (w jego rodzinie niektórzy kuzyni są już dziadkami) no i do tego znajomi. Po eliminacji wyszło nam 220 osób! Wciąż staramy się liczbę zmniejszyć. Najgorszy problem stanowią u nas dzieci i osoby towarzyszące. Nie możemy przez to przebrnąć. Do tego jeszcze fotograf, kapela itd! A co do wydatków to jak przyjdzie mi kupować suknie, obrączki, alkohol i inne rzeczy to chyba zbankrutuję ;p
Usuńpodobają mi się obrane przez Was kryteria :)
Ojej, to rzeczywiście dużo! Toż to wyjdzie minimum ze 30 tysięcy za same krzesełka i to jak znajdziecie salę, której właściciel nie zdziera. Słuchaj, obowiązkowo pytajcie o rabaty przy dużej liczbie gości. Np. jak to będzie restauracja z hotelem, to czasem dużo taniej można w pakiecie wykupić noclegi - jeśli właściciel nie zaproponuje, to nie bój się pytać o rabaty, bo to w końcu Twoja kasa. Choć można zasugerować gościom, żeby każdy sobie sam zorganizował nocleg, ale niektórym to wydaje się niezręcznie. My bierzemy pod uwagę to, że niektórzy mogą się poobrażać, ale nie mamy wyboru. Ja zapraszam tylko dwójkę dzieci mojego brata, bo zasugerował mi, że chciałby, aby były na weselu - w końcu to najbliżsi. Resztę bez dzieci. Y. jeszcze się zastanawia czy zaprosi dzieci swoich braci. Goście będą ulokowani w domach: naszym, moich rodziców, oraz rodzeństwa i rodziców Y., a przy tym może pomogą nam też miejscowi krewni i przyjaciele, którzy będą również zaproszeni. Żaden kredyt nie wchodzi w grę i robimy takie wesele, które pozwoli nam się nie zadłużać. Coś za coś, niestety. :)
Usuńdzięki za rady, przydadzą się ;)
UsuńNie mam pojęcia, jak ja się zorganizuję, kiedy na mnie przyjdzie pora... :)
OdpowiedzUsuńTo absolutnie nie jest trudne. Dzisiaj wiele rzeczy robi się za nas. :) To tylko tak strasznie wygląda. Ale wszystko się rozciąga w czasie i spokojnie można dać radę. Problemem jest raczej zmieszczenie się w budżecie. :D
UsuńZanim na mnie przyjdzie pora to ksiądz już będzie na te badania wysyłał :D
OdpowiedzUsuńKto wie, kto wie... ;)
UsuńJejku ja kiedyś też będę chciała wyjść za mąż, ale kurcze boję się tego już, nie dlatego, że jest tyle z tym spraw związanych, ale dlatego, że ja nie lubię być w centrum uwagi, po prostu się wstydzę! :D Oby Wam udało się wszystko zapiąć na ostatni guzik :D
OdpowiedzUsuńJa jeśli by mi nie wypaliła praca w Instytucie, to poszłabym na kryminologię... całkiem inny kierunek, ale oj tam oj tam :D
Skąd ja znam tę niechęć do bycia na świeczniku? Mam podobnie :D Ale wiesz? Mam w planach podejść w ten ważny dzień do tego w ten sposób, że to w końcu moje chwile i postaram się nie przejmować tym, że wszyscy na mnie patrzą. Czasem boimy się oceny, a przecież niepotrzebnie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto coś skrytykuje, ale większość pochwali. :)
UsuńCzasem życie podejmuje za nas lepsze wybory. :)
Mnie przygotowania na razie nie dotyczą, ale będę śledzić Twoje wpisy i obserwować przygotowania. :P
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że to wszystko już za mną :)
OdpowiedzUsuńCiekawy blog i przyjemnie i lekko się czyta. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję. :) Również pozdrawiam.
UsuńMnie nic nie zsakoczyło :D I jak na razie wolę nie brać slubu jeszcze przez dłuuugie lata. Ale z doświadczenia mojej babci radzę nie robić wesela u siebie w domu na wsi, bo jak wyłączą prąd będzie wesoło xD
OdpowiedzUsuńMnie nie pociągają śluby, jestem rodzajem dziewczyny, któa dłuzej gapi sie na wystawę sklepu z militariami niż salonu z sukniami. I tak wiem, że będę taka biedna, że zaproszę tylko przyjaciół i rodziców i pójdę do ołtarza w za małej sukni pożyczonej od cioctki :D Chyba się sie bardzo zmienie przez te wieeeele lat ;)
No to trzymam kciuki już teraz za powodzenia całej akcji :D
pozdrawiam
Hehe, ja tam mieszkam w mieście, a ostatnio też prądu przez 8 godzin nie było, więc kto wie co za niespodzianki przyniesie los? :D
UsuńNa przestrzeni lat wiele się zmienia. Mnie się zawsze marzył skromny ślub właśnie w towarzystwie rodziców, rodzeństwa, i kilku najbliższych ludzi - bez wesela ze skromnym obiadem tortem - i do domku po walizki żeby wyjechać w podróż. Ale niestety ślub biorą dwie osoby i trzeba uprawiać trudną sztukę kompromisu. Coś za coś. :) A jeśli miałabyś brać ślub to takie wydarzenie z motywem militariów wcale nie byłoby głupie. ;) Zawsze można byłoby sobie urządzić w ramach wesela jakieś mini zawody w ASG czy coś w tym rodzaju. XD
Podejście na full chillout jest bardzo wskazane przy temacie :)
OdpowiedzUsuńPrzezyłam to chwilę temu i grunt to nie dać się zwariować ogólnym mitom ;)
No właśnie mnie chill opuszcza tylko wtedy, gdy myślę o wyjściach w jaki sposób zaoszczędzić. :D Reszta mnie bawi. :)
UsuńJa do ślubu mam jeszcze daleko, ale w maju żeni się mój brat i co nieco już słyszałam z tego, co napisałaś ;) Raz moja znajoma niby "pogniotła" suknię i musiała płacić za prasowanie :D No, hity. :)
OdpowiedzUsuńCo do fitnessu, mam pokończone kursy instruktorskie i takie tam ;)
No właśnie jeden z moich braci już jest po ślubie, ale on nie jest specjalnie wylewny i żebym się czegoś dowiedziała muszę ciągnąć go za język. Nie opowiadał nic o szczegółach, a że organizował tylko skromne przyjęcie, toteż wiele niuansów go ominęło.
UsuńSuuuper! :)
Mój brat tak samo, chyba mężczyźni w sporej części jakoś tak już mają, na szczęście moja bratowa jest, aż nadto gadatliwa, także od niej wszystko wyciągam, wiem, czego będę mogła uniknąć w przyszłości :D
UsuńOj, nie tylko. Od jednej osoby (kobiety) w mojej rodzinie też się niczego nie dowiesz, choć zapytasz. Jak powiedziałam o tym, że zaskoczył mnie ten protokół to uslyszałam "Nie wiedziałaś?". I koniec tematu. :D A jak pytam o inne rzeczy to odpowiedzi zawsze dostaję zdawkowe - tak, nie, normalnie, nie wiem. Więc może ten brak wylewności to domena facetów, ale kobiety też takie bywają. :)
UsuńSERIO? Zdziwiłaś mnie maks, jeszcze takiej nie poznałam, co by np. nie lubiła mówić o swoich dzieciach, o swoim chłopaku, o przygotowaniach do ślubu, o zaręczynach, no o wszystkim :D
UsuńWiesz, być może ona akurat mnie nie lubi. Może z kimś innym rozmawia. Ale mnie to nawet skrytykowała, że kupiłam suknię, zamiast ją wypożyczyć. Powiedziałam, że kupiłam suknię, a ona z tekstem "to powodzenia z jej sprzedażą". A wiesz, mnie nawet przez myśl nie przeszło, że chciałabym sprzedać swoją suknię ślubną. :D Nie wiem czy to miało być dogryzienie czy takie praktyczne podejście, ale ton głosu i ironia, ktorą wyczułam sprawiła, że poczułam się zaatakowana choć nie wiem co miałoby być powodem. :D
UsuńZnam to, czasami też tak czuję się zaatakowana przez kogoś, nie wiem czemu, ale potem się okazuje, że ktoś ma taki "głupi" charakter po prostu ;). Kurcze, moja mama też kupowała sobie sukienkę i się jej nie pozbyła, moja bratowa sobie szyje, w sumie - na taki wyjątkowy dzień, to chyba fajnie jest sobie ją kupić :D
UsuńTym bardziej, że wypożyczenie ładniejszej sukni to ok. 1000 zł. A ja swoją kupiłam o 600 zł więcej i będę ją miała na zawsze. 6 stówek to dużo, ale nie w takiej sytuacji. :)
UsuńWłaściwie różnica nie jest duża :) W przypadku droższych sukni pewnie można by się było zastanawiać nad słusznością kupowania, a nie wypożyczania, jednak ja bym się zdecydowała na kupno z samego sentymentu :)
UsuńJa również. :) Kiedyś jak może będę miała córkę, to będzie mogła przymierzyć moją suknię, a nie tylko popatrzeć na fotografie. :) Może mnie też zmotywuje za dekadę czy dwie do powrotu do figury, gdyby mi się kiedyś zdarzyło zaniedbać z różnych powodów. :)
UsuńDokładnie. W mojej rodzinie ze strony tata była nawet taka tradycja, że córki ubierały suknię swojej mamy na część wesela. To tak miało oznaczać "przekazanie pałeczki pani domu" :D Mi to się na przykład bardzo podoba, stwierdziłam, że sama tak zrobię :D
UsuńAle cudowna tradycja! Aż szkoda, że moja mama nie ma już swojej sukni ślubnej - zrobiła mi z niej kostium kiedy byłam w zerówce. Ale chyba by mi nie pozwoliła jej włożyć na wesele, bo jej małżeństwo nie jest zbyt udane. Do pewnego czasu mówiła, że chciałaby nam oddać obrączki. Ma z tatą bardzo grube, takie, że można byłoby z ich dwóch zrobić cztery, ale ostatecznie zawahała się mówiąc, że może są pechowe. Wiesz, ja niby z reguły przesądna nie byłam, ale powiem Ci, że na swoim weselu zrezygnuję nawet z witania chlebem i solą, bo mam z tym dziwne wspomnienie, które przyszło mi od razu na myśl, gdy okazało się, że mąż mojej kuzynki zginął tragicznie. Nie wiem czemu, ale od razu przypomniało mi się, jak rzucony przez kuzynkę kieliszek nie rozbił się i ktoś jej go podał, aby rzuciła jeszcze raz. Może to dla kogoś głupie, ale ja tego zwyczaju u siebie nie chce, bo będzie mi to zaprzątało głowę... W ogóle w mojej rodzinie te przesądy jakoś dziwnie się sprawdzają.
UsuńAle swojej sukni w takim razie już na 100% nigdy nie sprzedam. :)
Jasne, ja w sumie też nie jestem przesądna, ale czasami mam wrażenie, że nie ma co kusić losu i jeszcze zachęcać go do komplikowania życia czy jakichś nieszczęść. U mnie rodzice obrączki noszą, także na pewno by mi nie oddali, ale np. u mojego chłopaka - jego mama dała mu pierścionek zaręczynowy, który dostała od jego taty. Jak dla mnie, to takie gesty są strasznie niesamowite i odbieram jej jako przejaw takiej dobrej więzi i świetnych stosunków pomiędzy np. matką a synem czy tam matką i córką.
UsuńTak, takie gesty mają wspaniałą symbolikę. :) Do mnie też to przemawia.
UsuńZaskoczyło mnie to odpytywanie przez księdza, masakra! Mimo wszystko chętnie przeczytałabym jak to przebiega. Może napiszesz o tym jak będziesz już po tej rozmowie?
OdpowiedzUsuńWiesz, z jednej strony to dobrze, bo życie różnie się układa i jakby ktoś faktycznie chciał wziąć rozwód kościelny z ważnego powodu - to protokół może w tym pomóc. Jak już będę po, to opiszę co i jak. :) No i na pewno wiele zależy od księdza jak poprowadzi tę rozmowę: czy będzie typowo formalna, pełna zgryźliwych komentarzy czy też może całkiem zabawna, bo można i tak. :) Napiszę jak już będę po, ale na razie wiem, że czekają nas najpierw nauki przedmałżeńskie, a te chyba będą dopiero w marcu. Albo później - kto wie. :)
UsuńNie robiliście kursu przedmałżeńskiego w liceum? U nas cała klasa robiła w klasie maturalnej taki kurs żeby potem nie mieć problemów i właśnie nie musieć na niego chodzić. Myślałam, że jest to standard w większości szkół. :)
UsuńU nas nie było czegoś takiego. Ale wiem, że te szkolne nauki są w niektórych parafiach ważne tylko przez jakiś czas.
UsuńKsiądz pyta o to wszystko przed ślubem, bo większość tych rzeczy daję podstawę do rozwodu kościelnego :) Żeby zapobiec takim rozwodom pewnie musieliście podpisać oświadczenie o tym, że to wszystko o sobie wiecie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ten powód spisywania protokołu napisałam w powyższym poście. :) I napisałam też, że to doświadczenie mam jeszcze przed sobą.
UsuńJak to się stało, że ja tego nie zapamiętałam? Rany, ja na starość to się robię ślepa i głucha... Ostatnio brat przychodzi i mówi do mnie: - Dobrze mnie mama wygoniła?
UsuńA ja: skąd Cię wygoniła?
On: Wy-go-li-ła!
xD
Te pytania to szok, jak na komisariacie.. :P zdaje mi się że to przesada.. ;/
OdpowiedzUsuńTo zależy jak na to spojrzeć. Ma to swoje plusy i minusy. :)
UsuńJa jeszcze nie muszę w to brnąc, ale wszystko przede mną.
OdpowiedzUsuńMnie zaskoczył ten protokół, nie wiedziałam o jego istnieniu - aż się zestresowałam na samą myśl. xD Ogólnie mam stres, gdy mam rozmawiać z księdzem, bo mam wrażenie, że coś zrobię nie tak i będzie burczał. :P
OdpowiedzUsuńA co do kosztów - to u mnie jest tradycja, że ślub organizują rodzice panny młodej. Póki co, swojego jeszcze nie planuję i nie mam pojęcia jak to rozwiążemy, czas pokaże. :)
Z tą sukienką, to też nie wiedziałam, że nawet tydzień przed są robione poprawki. Myślałam, że mierzysz raz, ewentualnie dopasowujesz i załatwione. :D Kurczę... Ale zamieszania z tym ślubem! Mimo wszystko pozytywnego zamieszania :)
Ja postaram się podejść do tego na luzie. :)
UsuńWszędzie jest taka tradycja, ale moich rodziców nie stać. Nie potrafiłabym im powiedzieć, żeby wzięli kredyt. Zostałam wychowana w innym duchu - np. studia zaoczne od samego początku opłacam sama, bo rodzice nie mieliby wtedy co do garnka włożyć, gdybym ich o to poprosiła.
To się rozwleka w czasie, więc na razie nie czuje się żadnego rozgardiaszu. To nie tak, że robisz wszystko na raz. :)
Tak najlepiej, podobno. :) Ja miałam stres nawet jak byłam chrzestną i ksiądz przed ceremonią zawołał nas do zakrystii. :P Ale ten akurat był w porządku. :)
UsuńNo tak, także mówię - czas pokaże. Bo z jednej strony człowiek chce być w tym wszystkim bardziej samodzielny i może też chce uniknąć zbytniego wtrącania się, ale znam przypadki, gdzie rodzice się wręcz uparli, że oni ten ślub zorganizują. :P
No tak, ale pozostaje w głowie na pewno świadomość, że jeszcze trzeba zrobić to czy tamto, mimo, że to nawet dalsza przyszłość.
Wiesz, zawsze jest coś w rodzaju tremy, ale trzeba pomyśleć o tym, że w pewnych momentach nawet pomyłka bywa urocza.
UsuńWiesz, jak ktoś oszczędza przez całe życie na tę okazję, albo po prostu taki wydatek nie robi na nim wrażenia, to super, że chcą wprawić. :)
Ano racja. Ma się cały czas na myśli co jeszcze jest do załatwienia. :)
Może i tak, ale u mnie w parafii jest tak wredny ksiądz, że potrafi wytknąć błąd i zjechać kogoś w kościele przed wszystkimi. Także podnosi ciśnienie i to nieźle.
UsuńMi się zawsze podobały wesela w takich starych filmach, gdzie państwo młodzi byli z jakiejś wioski - porozstawiane stoły na podwórzu i wsio - mały koszt, ważne by się napić. xD
Robiłaś na początku listę wszystkich rzeczy do zrobienia? :)
Możesz poprosić, żeby mszę odprawił ksiądz, ktorego Ty chcesz. Ja mam strasznego proboszcza i dlatego bierzemy ślub w parafii mojego Y., mimo że tradycją jest ślub w parafii panny młodej. :)
UsuńWiesz, mnie się też marzył plener, ale problemem może być pogoda. W filmach zawsze jest ciepło i słonecznie. Potrzebne byłyby namioty, oświetlenie, mały parkiet, a one są bardzo drogie w wynajmie. Poza tym wtedy problematyczny jest katering - kto ma gotować i gdzie. A jeśli jedzenie ma być gotowe dowiezione, to też drogo. Salę wynajmuje się za to już z menu, kucharzami i kelnerami. :) Nic Cię w tej kwestii nie interesuje. :)
Tak na serio to trzeba tylko porezerwować: salę, fotografa, kamerzystę, hotele, muzyków. Potem masz z głowy. Na ok. 3-4 miesiące trzeba rozdać zaproszenia, odbyć nauki. Na miesiąc przed dobierze się kwiaty do wiązanki, butonierki i omówi szczegóły z wynajętymi osobami: czyli jaki kolor mają mieć dekoracje sali, jaki się chce film, szczegóły zdjęć, myzykę, oczepiny. Gorzej jak ktoś z wesela robi mały cyrk i zamawia jakieś atrakcje jak pokaz barmański, pokaz sztucznych ogni, fotobudkę i inne to ma dużo do załatwienia. A na dwa tygodnie przed można zamówić dekorację kościoła. Ja będę zamawiać tylko kwiaty, bo resztę albo zrobię sama, albo zapytam czy może mają jakieś dekoracje w kościele. No i przymiarki sukni oraz jej odbiór. Można będzie wiec trochę ponarzekać w lipcu, ale bez przesady. To 30 dni i raczej fajny natłok spraw. :)
O o tej tradycji też słyszałam. Pamiętam, jak na ślub mojego kuzyna musieliśmy jechać ponad 200 km, bo tam sobie poszukał dziewczynę. :D
UsuńNo dokładnie, ja chyba bym nie zniosła stresu związanego z pogodą. Bo weź się przejmuj całe wesele czy nagle nie zacznie padać albo czy nie przyjdzie jakiś silny wiatr. U nas to nigdy nic nie wiadomo. Także - sala bezpieczniejsza, a jak mają taras, to przecież zawsze można sobie wyjść. :)
Mój kolega jest fotografem na weselach i kiedyś się śmialiśmy z fotobudki właśnie - w życiu by mi coś takiego do głowy nie przyszło. :P
Aż się rozmarzyłam i szczerze Ci zazdroszczę tych przygotowań. Super przeżycie. :)
Kiedyś i Ciebie to spotka. :)
UsuńHahaha, wiesz - sześć lat już czekam i NIC. :P
UsuńCzasem zdarza mi się oglądać program "Say Yes to the Dress" i za każdym razem wzruszam się, jak przyszłe panny młode w końcu, po wielu próbach trafiają na tę jedyną właściwą suknię :D
OdpowiedzUsuńPlanowanie ślubu na razie mnie nie dotyczy, ale muszę powiedzieć, że miałam jakiekolwiek pojęcie o wszystkich rzeczach, które wymieniłaś :D
A mnie to trochę bawi, bo ja swoją suknię znalazłam mierząc trzecią. Szybko poszło. W ogóle jak ją najpierw zobaczyłam, to powiedziałam, że NA PEWNO NIE! A potem pani mi ją bez mojej wiedzy nałożyła jakby nigdy nic i okazało się, że to ta. :D Zna się kobieta na rzeczy.
UsuńJa rowerem standardowo jeżdżę codziennie do szkoły, z krotka przerwa w grudniu. Jak każdy. :D No i pieniążki tu tez graja role, bo codziennie autobusem jeździć to dość drogo mnie wynosi, a próbuję zaoszczędzić male co nieco. :3 Co do ćwiczeń codziennie, aż się zdziwiłam, ze nie można tego robić- 30day shred jest na wszystkie partie mięśni i, jak nazwa wskazuje, przeznaczone na codzienny trening przez 30 dni. Dobrze, ze zaprzestałam po dwóch dniach, przez zakwasy jak nigdy dotaad. :D A 55kg chciałabym ważyć, bo obecnie ważę około 15,20 kg więcej ( nie ważyłam się, ale 2 lata temu ważyłam 65kg, a ostatnio dużo przytyłam, wiec tak sobie szacuje..... :<). Planuje w jeden dzień biegać a w drugi ograniczyć trening do 10-minotowek Mel B na poszczególne partie mięśni. :)
OdpowiedzUsuńo rany xD za ambitnie jak dla mnie. do śłubu mi się zdecydowanie nie spieszy, choć właśnie z tematem ślubnych przygotowań jestem w miarę na czasie, bo siostra koleżanki niedawno wyszła za mąż.. jej, ile roboty, ile hajsu, strach się bać :D
OdpowiedzUsuńJakie "za ambitne", Bina!? Ty planujesz tripy po Europie! Z tym poradziłabyś sobie raz-dwa. :) No tyle, że fakt - pieniędzy idzie w to za dużo...
UsuńWydanie książki samemu to 'hardkor'. Nie dość, że druk to jeszcze projekt okładki, reklama etc. Ale na przykład autorce "Klątwy tygrysa" się udało. I jak to później podsumowała: opłacało się jeść przez rok jedynie chleb z serem ;)
OdpowiedzUsuńNiektórzy wolą kupić najnowocześniejszy tryliard-calowy telewizor inni tą kasę mogą przeznaczyć na co innego. Jak ktoś chce to da rade, trzeba być tylko dobrej myśli.
I dziękuję za te wszystkie miłe słowa, aż mi się cieplutko w serduczku zrobiło :3'
Jak to dobrze, że mój ślub będzie taki skromny <3
OdpowiedzUsuńI na pewno piękny! :) Według mnie takie skromne śluby w towarzystwie tylko najbliższych są najpiękniejsze. :)
Usuńprzydatne informacje, choć do ślubu dalej niż najdalej :)
OdpowiedzUsuńNigdy nic nie wiadomo. :)
UsuńA u mnie jeszcze dalej, ale miło się czyta takie posty. :-)
UsuńZ księdzem to lekka przesada...gorzej, niż na przesłuchaniu..
OdpowiedzUsuńNiestety, ale atmosfera tej rozmowy na pewno zależy od księdza. :)
UsuńSwój ślub brałam w 1993 r. i wtedy jeszcze nie było protokołu przedślubnego, ale za to jeździliśmy na kurs przedmałżeński (ciekawa jestem czy to jeszcze funkcjonuje...) na którym uczono nas jedynej słusznej metody zapobiegania ciąży, czyli mierzenia temperaturki i sprawdzania rozciągliwości śluzu. A na koniec był egzamin, a na nim pytanie, ile dzieci powinna mieć rodzina katolicka :-)
OdpowiedzUsuńFunkcjonuje! I merytorycznie jest dość podobny. :D
UsuńA jaka jest prawidłowa odpowiedź? Jak najwięcej? :D
Z tym to była szopka! Zakonnica na wykładzie powiedziała, że "katolicka rodzina powinna mieć minimum dwoje dzieci", a egzamin prowadził ksiądz i kiedy zadał mi to pytanie, to odpowiedziałam tak jak zakonnica kazała, a ksiądz na mnie nakrzyczał, że jakie dwoje - tyle ile dam rady wychować! Później, kiedy już miałam dwoje dzieci, to ksiądz na spowiedzi zapytał ile mam i znów nakrzyczał, że za mało :-P
UsuńBardzo przydatny post, wielu z tych rzeczy sama nie wiedziałam wcześniej, a sama wychodzę za mąż za niecałe 1,5 roku :) Sale też o zamawialiśmny o wiele wcześniej, taka oblegana była.... dla nas "R" akurat nie gra roli, znam wiele małżeństwa, które bez tego są szczęśliwe wiele lat, a także te, które pobrały się w miesiącu zawierającym te "R" i po roku się rozwiodły, nie ma reguły :) My stwierdziliśmy, że żadne "R" nie będzie wyznaczało nam, czy będziemy szczęśliwym małżeństwem, a jesteśmy już ze sobą ponad 8 lat, więc datę ślubu na przekór wyznaczyliśmy na maj :)
OdpowiedzUsuńA z tym mierzeniem sukien ślubnych przy ekspedientkach, to trochę takie krępujące... :/
Pozdrawiam :)
Daria
Cieszę się, że post się przydał w takim razie. Pamiętam jak ja mówiłam, że "jeszcze 1,5 roku". :)
UsuńU mnie padło na sierpień, bo chcieliśmy lato. W czerwcu będę kończyć studia, a że zaoczne to egzaminy i zaliczenia są w weekendy. W lipcu obrona, a sierpień był bezpieczny. Co do mierzenia to ja o dziwo choć jestem wstydziochem - nie krępowałam się. Pani w ogóle nie zwraca uwagi na Twoje ciało. W szatni dostałam halkę z kołem, która zasłania od talii w dół i mierzyłam w tym staniku, który miałam na sobie. One tak szybko z Ciebie to zdejmują i nakładają, że ja to nawet nie schodziłam z tego podestu, bo szkoda mi było czasu na chowanie się przed osobami, które mi towarzyszyły. :)
Teraz leci bodajże na MTV jakiś program o pannach młodych, też właśnie stoją na takim podeście i ktoś je ubiera :P myślałam, że tylko w filmach tak jes, a suknie mierzy się samemu :P hehe
UsuńTak, te 1,5 roku na pewno szybko zleci, jeszcze trochę załatwiania przed nami, a Wy pewnie już miej więcej wszystko macie dopięte na ostatni guzik? :)
Pozdrawiam :)
No w sumie zostaną takie szczegóły jak dobór kwiatów, dekoracji, dodatków, zaproszenia. Ale to nie ma się co spinać. Jest czas. :D
UsuńZastanawiam się kiedy mnie "kopnie" ten zaszczyt i będę planowała swój ślub :) raz byłam zaręczona i...na pierścionku się zatrzymało bo wycofałam się z niezdrowej relacji.
OdpowiedzUsuńUwielbiam oglądać suknie ślubne, mam na tym punkcie jakiegoś świra! Oczywiście już wiem jakby miała wyglądać, w którym kościele chciałabym wziąć ślub, czym podjechać pod owy kościół itd, itp. Niestety muszę liczyć się z tym, że ta druga osoba nie podzieli moich wyobrażeń i będę musiała iść na jakiś kompromis :D
Do tego jak zwykle: koszty, koszty, koszty...z mojej strony nie będę mogła pozwolić sobie na weselicho na 200 osób, a kredyt? no way...
Na to zawsze ma się czas. :)
UsuńTak, jest coś magicznego w oglądaniu i planowaniu jaką chciałoby się suknię ślubną. Mnie jednak taka wymarzona nie pasowała. Musiała bym odrobinę zmodyfikowana. :)
Same dylematy, niestety.
Ciekawy post Kochana :)
OdpowiedzUsuń... a u mnie też w tym roku ślub mojej kochanej córeczki :)
OdpowiedzUsuńDzięki za ten post! Sama nie wiedziałam o wielu sprawach i nawet nie myślałam, że przygotowanie ślubu wymaga az takiej cierpliwości i załatwiania spraw. Sama zaczynam dopiero planować wszystko, bo kilka dni temu się zaręczyłam
OdpowiedzUsuńGratuluję zaręczyn! :) Wiesz, to się tak naprawdę jednak rozciąga w czasie i tak się tego nie czuje. Mnie się wydaje, że najwięcej do załatwiania będzie miesiąc przed. Albo na dwa tygodnie, bo trzeba dopasować suknię, zrobić próbną fryzurę, makijaż, pokombinować z noclegami, bo na pewno ktoś nie przyjedzie albo jednak się namyśli i jednak będzie chciał nocować. Trzeba umówić manu, szczegóły z kamerzystą, fotografem, zespołem itp., wybierać kwiaty - tego się przecież nie zrobi prędzej, bo nie wiadomo jakie zakwitną (no chyba, że ma się nieograniczony budżet i sprawdza się kwiaty z Wenezueli na przykład) XD Jak na razie mam jeszcze do ślubu pół roku i jest spokojnie. :) Będą się co jakiś czas u mnie pojawiać aktualizacje związane ze ślubem, więc zapraszam. :)
UsuńSkad ja to znam :) planujemy ślub na sierpień i generalnie rzecz biorąc właśnie z tym wszystkim się teraz borykamy :)
OdpowiedzUsuńLista gości cóż... To był najtrudniejszy temat. Pomimo,że rodzinę mam malutką to i tak sięgnęła prawie 100 osób. Mamy liczne grono bliskich znajomych, które chcielibyśmy zaprosić.
Koszty - podzieliliśmy na 3 między Nas, moich rodziców i przyszłych teściów :)
Protokół - wiedziałam o jego istnieniu,ale całe te spisywał moim zdaniem jest chore :]
Ojj widze,ze niektore niespodzianki dopiero.przede.mna;p musze sie wczytac dokladniej w Twojego bloga jak znajde wolna chwile;)
OdpowiedzUsuń