Jak
z największego przeciwnika biegania stałam się regularnie wybiegającą joggerką?
Z dnia na dzień!
W
tego rodzaju sporcie miałam dość sporą przerwę. Dwadzieścia cztery lata. Czyli
całe życie. Z jakiego powodu postawiłam na tę dyscyplinę? Pomysł kiełkował w
mojej głowie już w wakacje, ale zmotywowałam się dopiero kiedy obejrzałam się w
różnego rodzaju sukniach ślubnych, a potem moją subiektywną opinię przypieczętowała
jakże obiektywna waga. Dodatkowych sześć kilogramów. Przy moim dziecięcym wzroście to naprawdę sporo. Postanowiłam wtedy, że trzeba wrócić co
najmniej do dawnej wagi i że trzeba to zrobić już, czyli kiedy dopiero zaczynam sama
ze sobą czuć się źle. Wcześniej wypierałam to, że nadmiar ciała zaczął uwierać
przy siadaniu. I że spódnicę trzeba zapinać w talii, a nie na wysokości
bioder tak jak wcześniej.
Przydał
się chłodny prysznic. Jak dobrze, że suknie poszłam mierzyć już na dziesięć
miesięcy przed i że nie obudziłam się z tak zwaną ręką w nocniku uprzednio
nieco zdziwiona z jakiego powodu ktoś kantuje przy drukowaniu rozmiarów na
metkach. ;) Odrzuciłam myślenie, że nadmiar może sam magicznie zniknie tak jak
się magicznie pojawił (tia). Mam dużą tendencję do tycia. Niestety Bóg poskąpił mi dobrej przemiany materii, ale dziwne byłoby, gdyby
każdy dostał wszystkiego po równo. Przyjmuję to na klatę.
Jestem
osobą, której w kwestii ćwiczeń ciężko zebrać się w sobie i zacząć robić coś,
czego nie lubi. Jednak kiedy zaczynam – robię to porządnie. Dlatego też choć
trzy pierwsze wybiegi liczące po dwa kilometry kończyły się tym, że ból w
krtani był nie do zniesienia, żołądek wariował i miałam silne mdłości, to nie
poddałam się i już podczas siódmego treningu przebiegłam dziesięć kilometrów.
Nigdy nie sądziłam, że od braku odczuwania dyskomfortu podczas joggingu dzielą
mnie trzy treningi. TYLKO TRZY TRENINGI liczące po 15-20 min. Myślałam, że
będzie to o wiele dłuższy proces. Nie taki zatem diabeł straszny, i tak dalej. Owszem,
mogłam to zrobić bardziej humanitarnie dla samej siebie i zacząć od
marszobiegów, ale nie lubię takich podchodów.
Biegam
regularnie - średnio co drugi dzień bez względu na pogodę i święta. Nie, już nie
po dziesięć kilometrów. W zależności od aury po trzydzieści, czterdzieści lub pięćdziesiąt minut tempem, które nie powoduje u mnie zadyszki.
Wychodzi czasami około pięć, innym razem siedem lub osiem kilometrów. Nie ma wymówek. Wynagradzam
sobie to w ten sposób, że nie trzymam typowej diety. Unikam tylko słodyczy,
tłustych przekąsek, bardzo tłustych potraw oraz nie słodzę herbaty. Tak
naprawdę brakuje mi tylko tego ostatniego.
Nie mam specjalnej półki ze zdrową żywnością, bo nie dojrzałam do tego. Typowo dietetyczne i wyselekcjonowane zdrowe jedzenie mi nie smakuje. Lubię białe pieczywo i ziemniaki. Nie będę wymieniać tego na ciemny, jak dla mnie zbyt kwaśny chleb i brązowy bezsmakowy ryż. Choć lubię warzywa, to zdecydowanie wolę banany i winogrona, które wybieram zamiast czekolady. Odmawiam sobie ukochanych kebabów. Jeśli zmiana ma być trwała, nie może być taka, której lepszość będę musiała sobie wmawiać. Może dojrzeję do tego kiedyś tak samo, jak dojrzałam do biegania. Sam jogging jest dla mnie ogromnym wyrzeczeniem. Nie powiem, że to lubię. Po prostu stało się to w miarę neutralne. Ważne, że są efekty.
Nie mam specjalnej półki ze zdrową żywnością, bo nie dojrzałam do tego. Typowo dietetyczne i wyselekcjonowane zdrowe jedzenie mi nie smakuje. Lubię białe pieczywo i ziemniaki. Nie będę wymieniać tego na ciemny, jak dla mnie zbyt kwaśny chleb i brązowy bezsmakowy ryż. Choć lubię warzywa, to zdecydowanie wolę banany i winogrona, które wybieram zamiast czekolady. Odmawiam sobie ukochanych kebabów. Jeśli zmiana ma być trwała, nie może być taka, której lepszość będę musiała sobie wmawiać. Może dojrzeję do tego kiedyś tak samo, jak dojrzałam do biegania. Sam jogging jest dla mnie ogromnym wyrzeczeniem. Nie powiem, że to lubię. Po prostu stało się to w miarę neutralne. Ważne, że są efekty.
Tak
jak podczas trenowania fitnessu przez rok przytyłam cztery kilogramy i przez
dwa miesiące nic nierobienia kolejne dwa, tak podczas biegania przez dwa
miesiące statystyki wyglądają tak:
Czas: 2 miesiące
Waga: -4kg
Talia: -4cm
Biodra (w kościach biodrowych): -5,5cm
Biodra (w najszerszym miejscu): -7cm
Uda: -1,5cm
Ramiona: -1cm
Waga: -4kg
Talia: -4cm
Biodra (w kościach biodrowych): -5,5cm
Biodra (w najszerszym miejscu): -7cm
Uda: -1,5cm
Ramiona: -1cm
Jest też zdjęcie sprzed, ale chyba za bardzo się go wstydzę :D |
Dlaczego to piszę? Bo może komuś odczaruję ten rodzaj aktywności, tak jak i mnie ktoś go odczarował. Biegacie? Lubicie biegać?
A mi... znowu zachciało się biegać. Ciekawe ile tym razem wytrzymam. A Twoje rezultaty są rewelacyjne! :D
OdpowiedzUsuńPamietam, że biegałaś kiedy ja jeszcze nie potrafilam zacząć i podziwialam Cię za tę determinację. Trzymam kciuki za powrót na dłużej. :)
UsuńJa też jestem niezbyt wysoka (164) i każdy zbędny kilogram od razu widać - wyglądam jak jakiś pączuś. Też stawiam na bieganie, nie mogłabym ćwiczyć w domu, to dla mnie okropnie nużące, a siłownia jakoś tak ciągle się w planach oddala. Prawda jest taka, że nie lubię ćwiczyć, a biegać - tak. W domu tylko robię codzienne ćwiczenia z agrafką na biust, żeby nie oklapł;-) W tym roku chcę trochę pojogować (kiedyś już próbowałam), zauważyłam, że jestem - mimo ruchu - pościągana :-)
OdpowiedzUsuńJa mam za sobą wiele treningów tych domowych, ale te najbardziej zniechęcają - przynajmniej mnie.
UsuńNa yogę uważaj, żebyś nie zrobiła sobie krzywdy. A jak z instruktorem to sprawdź jego kwalifikacje, bo mamy w Polsce zatrzęsienie yoginów po kilkudniowych kursach zamiast po latach szkoły.
To Ty przy mnie żyrafą jesteś. Ja mam 155 cm. :D
Ale biegasz w jakiejś specjalnej odziezy do biegania czy kicasz sobie dla przyjemności jak zajączek? ;)
OdpowiedzUsuńJa się tak zbieram do biegania i się zebrać nie mogę, może dlatego, ze w podobie moich kotów przesypiam lwią część doby i na biegani czasu nie starcza ;p
Nie no ok, przyznaję się, czyste lenistwo ;)
"Dla przyjemności" to umowne stwierdzenie. :D
UsuńNie miałam zbyt wiele kasy na zakup odzieży. Kupiłam tylko porządne buty do których w ramach pewnej okazji dorzucił mi się Y. Na zimę mama wynalazła mi termoaktywną bluzkę, która faktycznie działa cuda pod kurtką i nic poza tym. Wcześniej biegałam w zwyczajnej. Poza tym zwykłe legginsy, zwykła bluza dresowa, zwykła kurtka. Skarpetki tylko mam porządne. :D
Dobrze jest zacząć biegać z kimś kto ma od nas silniejszą wolę. :)
W moim mieście jest dużo biegaczy, nawet jakieś kluby są, ale z kolei ja jestem niespecjalnie protowarzyska ;)
UsuńCzyli powiedzmy, że osprzęt mam, porządne buty są, typowo do biegania, jakieś leginsy wynajdę i bluz mam pół szafy ;D
Gdyby jeszcze tylko znalazła się magiczna różdżka która odpędziłaby lenistwo ;)
Kolejny, znalazłam w krzakach zanim wyjechałam, strasznie chory był no to wzięłam, wyleczyłam, potem zapoznałam z moimi i jakoś tak został ;) na szczęście dogaduje się z resztą ;)
Tak na serio to przy wprowadzaniu takich zmian w życie trzeba sobie najpierw poukładać w głowie: po co chcesz biegać i czy faktycznie źle się czujesz z tym, że tego nie robisz. :) Ja mam konkretny cel. Bardzo ważny dla mnie. :) Dlatego się zawzięłam.
UsuńWidzę, że Twoja kocia miłość nie zna granic. :)
Głównie chyba dla zdrowia, no i przy ćwiczeniach mam potem więcej energii a nie jak teraz sposobem kotów przesypiam część doby i nawet nie chce mi się zwlec z łóżka. Poza tym tęsknię za swoim starym rozmiarem :(
UsuńDziękuję, ale obiecałam sobie, że to już ostatni, resztę mogę leczyć, znajdować, zabierać, ale szukam im rodzin ;) w sumie teraz mamy takie 2 u zaprzyjaźnionej pani, sponsorujemy jedzenie, leczenie i produkty higieniczne a jak się podrasują to szukamy im nowej rodziny :)
Ja niestety bardzo nie lubię biegać, ale może też bym to zmieniła? Hmmm
OdpowiedzUsuńDa się! Chcieć to móc. :)
UsuńDokładnie :) małymi kroczkami do celu
UsuńUkłony!! Bieganie i zdrowy psychiczno-fizyczny trym życia wspieram całym sercem. Ja mam swoją półkę ze zdrową żywnością i sprawia mi to mega frajdę. U mnie bieganie i ćwiczenia naprzemiennie w zależności od tego na co moje ciało ma ochotę i większy zapał. Teraz powiększyłam nieco swój arsenał "mini siłowni" i czekam aż kurier przyniesie mi sprzęty :)
OdpowiedzUsuńŚciskam!
Zawsze kojarzysz mi się ze zdrowym trybem życia i byłaś mi poniekąd motywacją. :) Ja z dietą jeszcze się czasem potykam, ale tego co sobie postanowiłam - dotrzymuję. Muszę jednak używać metody małych kroczków, żeby się nie zniechęcić. :)
UsuńChciałabym się zmotywować ech..Nie lubię biegać sama..
OdpowiedzUsuńJa też myślałam, że samemu jest kiepsko. Zaczynałam z Y., a teraz już biegam sama, bo go nie ma. :)
UsuńWidzę duże zmiany na Twoim blogu, podoba mi się. :-) Ja kiedyś biegałam, ale zrezygnowałam. Obecnie staram się ćwiczyć codziennie, albo przynajmniej co drugi dzień, w domu lub na siłowni. Lubię i dobrze się czuję sama ze sobą kiedy ćwiczę regularnie. Może kiedyś wrócę do biegania. Gratuluję i życzę wytrwałości w bieganiu. :-)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to robić cokolwiek, aby nie zardzewieć. Mnie codzienne treningi nie służą. :)
UsuńTrafnie to ujęłaś. :-) Czasem trochę ruchu się przydaje. :-)
UsuńJa już kilka razy zaczynałam biegać ale zbyt szybko się zniechęcałam. O dziwo gdy miałam okazję pobiegać na bieżni to chętnie z tego korzystałam więc nie wiem do końca z czego to u mnie wynika.
OdpowiedzUsuńMoże z tego, że miałaś podane pomiary ile przebiegłaś, w jakim tempie, ile spaliłaś kalorii? Albo z tego powodu, że widzieli Cię tylko Ci, którzy też przyszli poćwiczyć i nie czułaś się oceniana? A może dlatego, że nie bolały Cię stawy, plecy, bo bieżnia dobrze amortyzuje? To mogą być plusy bieżni. :)
UsuńCałkiem możliwe, w szczególności jeżeli chodzi o dane jakie sie otrzymuje- te zawsze są motywujące.
UsuńJa pamiętam, że na początku wstydziłam się biegać na zewnątrz, bo wiedziałam, że mi to średnio wychodzi, że szybko łapię zadyszkę. Biegałam jednak poźnymi wieczorami i to z Y., wiec nikt nie odważył się skomentować. Teraz biegam sama, ale już się nie przejmuję. Ale potwierdzam, że samotnie biegająca dziewczyna jest oceniana. Często słyszę komentarze. :)
UsuńJa mimo że biegam po mieście to mam też pomiary. :)
heh, wszyscy biegaja, to straszne... Gdybym nie wracała do domu o 17-18, to może bym nawet pomyślała o bieganiu. I może nawet pomyślę. Kiedyś.
OdpowiedzUsuńChociaż stanowczo wolę rower, bo od roweru nie bolą mnie zęby, jakkolwiek to dziwnie zabrzmi, ale jak biegam po twardszym gruncie, wszystkie moje plomby mnie dręczą :/
Ale podziwiam Cię, 10 kilometrów na siódmym treningu? Dla mnie to niesamowite.
pozdrawiam
Dziękuję :)
UsuńTeż zauważyłam, że wielu ludzi przewartościowało swoje życie i zaczyna biegać.
Ja biegam wieczorami. Rożnie w godzinach 17:00-23:00. Ale ta Twoja przypadlość dziwna jest. Może to z tego powodu, że wdychasz zimne powietrze ustami, a masz nadwrażliwe zęby? A jak nie to zostań przy rowerze. Ważne, żeby robić cokolwiek. ;)
A ja dziś się zapisałam na siłownię i jestem tak pozytywnie nastawiona! :) biegałam, ćwiczyłam, jeździłam na rowerku :) aż mi się chce jeszcze i jeszcze :) życzę Ci dalszej motywacji do biegania :)
OdpowiedzUsuńTobie też życzę dalszej motywacji. Do siłowni nie mogę się przemóc. :) Wolę ćwiczyć na zewnątrz. Ewentualnie - zumba na sali. ;)
UsuńA ja właśnie nie umiem ćwiczyć na zewnątrz :D a jak już jestem tam na miejscu to ćwiczę :)
UsuńDo zumby nie mam kompletnie koordynacji :)
o cholera! Wybacz, ale inaczej tego nie skomentuję :D. Braaawo! Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kasiu. :)
UsuńWydaje mi się, że kiedyś też o tym mówiłyśmy :). Uwielbiam biegać i od dłuższego czasu biegam, szczerze to uwielbiam i ostatnio nawet rzuciłam wszystko i jak pięknie sypał śnieg, to poszłam pobiegać i to była najlepsza chwila całego dnia :) Bieganie mnie niesamowicie uspokaja i to jest taka chwila, że mogę chwilę pomyśleć nad życiem albo całkowicie się od niego odciąć, odpocząć i wrócić do domu całkiem oczyszczona :)
OdpowiedzUsuńMogłyśmy faktycznie o tym pisać. Pewnie mówiłam o tym, jak bardzo tego sportu nie znoszę. ;) Dziś wciąż nie jest moim ulubionym. Jest po prostu skutecznym. :D
UsuńW śnieg zdarzyło mi się biegać chyba raz albo dwa, bo u mnie zima bardziej jesienna. :) Za to w deszcz biegam nagminnie. :D
Hm, nie wiem, czy nie pomieszałam, ale może wtedy Twój brat startował w jakimś maratonie czy coś? :D Tak, fitnessy są niczym w porównaniu z bieganiem, jeśli chodzi o chudniecie :)
UsuńNic nie pomieszałaś. :) Tak było.
UsuńA wiesz? Z tymi fitnessami jest tak, że większość w Polsce jest dostosowana do osób początkujących. Te ćwiczenia są po prostu zbyt lajtowe. Ale są i takie porządne fitnessy, które naprawdę dają mocne efekty (nie wiem czy słyszałaś o insanity albo o zaawansowanym aeroboxingu). Tyle, że na nie niewiele osób się zapisze i nie opłaca się ich prowadzić. :D Tym bardziej, że ludzie, którzy już są w formie często dbają o siebie regularnie i takich zajęć już nie potrzebują, bo po cóż im instruktor? Zresztą jak się patrzy na statystyki w Polsce to ponad połowa osób jest otyła... A początkujący walą drzwiami i oknami na łatwe zajęcia, które ostatecznie nie dają prawie żadnego rezultatu. Ludzie sobie wmawiają efekty. Np. moja ukochana zumba - na ulotkach piszą, że pali 500 kcal. ;) Jak można takie bzdury pisać? U każdej osoby inaczej oblicza się spalanie. :D Ja prowadząc te zajęcia na pełnych obrotach z pulsometrem nie spaliłam nawet 300 kcal. :D A taka pani idzie na zumbę, żeby sobie bez wyrzutów sumienia móc pączka albo czekoladę wciągnąć, a tu niespodzianka - tyłek dalej rośnie. :D
W ogóle fitness przynajmniej w Polsce to głównie patent na zarobienie. Mój brat ma wspaniałego fizjoterapeutę w Szczecinie - dosłownie ma opinię cudotwórcy. Ma ogromną wiedzę i przywracał ludzi do zdrowia, kiedy chirurdzy i ortopedzi załamywali ręce i spisywali pacjenta na straty. No więc ten pan przeszedł się po szczecińskich fitness klubach i mówi, że nie zdarzyło mu się jeszcze, żeby takie zajęcia jak pilates, yoga i inne takie niby rehabilitacyjne zajęcia były prowadzone prawidłowo. W ogóle yoga nie ma prawa być zdrowa dla kogokolwiek, kto nie jest hindusem/nie ćwiczy jej od 3 roku życia. Innego rodzaju fitnessy również są źle prowadzone i robi się tym dodatkowo ludziom krzywdę - zła rozgrzewka, zły stretching, ćwiczenia źle wykonywane technicznie. Oczywiście nie obleciał wszystkich klubów, ale po kilku ma już rozeznanie, jak to może wyglądać w całej Polsce. :D
Niekoniecznie. Ja pracuję w klubie fitness, gdzie zajęcia są podzielone na te dla początkujących i zaawansowanych. Początkujące, głównie panie, przychodzą na takie, które pozwolą im spalić kalorie, fat burning, różnego typu cardio i inne, a zaawansowani liczą bardziej na rzeźbienie i masowo przychodzą na sztangi, na martwy ciąg i tym podobne :D.
UsuńCo prawda, nie jestem zorientowana, jak to jest w całej Polsce i ogólnie, bo szczerze się tym nie interesowałam, ale u mnie, to każdy, wykupując karnet, określa swój poziom, to, co chce osiągnąć, co chce robić, na czym najbardziej mu zależy i wtedy program jest dopasowywany do jego wagi, organizmu i priorytetów ;)
A powiem Ci też, że z tymi instruktorami to trochę tak jest. Ludzie tylko na początku potrzebują pomocy, biorą instruktora, żeby wprowadził ich w ten świat, powiedział, co i jak, na co zwrócić uwagę, a potem sami się tak wciągają, że już sami sobie dobrze poradzą (tak było mniej więcej i w moim przypadku :D). Chociaż, jak zaczęłam pracę instruktora fitnessu, to jedna kobietka zapisała się do mnie na zajęcia i już ćwiczy ze mną rok, mimo że mięśnie wyrobiła sobie piękne i poradziłaby sobie sama, ale podobno zajęcia z instruktorem są dla niej motywacją :)
Ja na bieżni spalam na luzie 500 kalorii, jakaś godzinka szybkiego marszu pod górę. Podobnie na steperze ustawionym na spalanie da radę do tego dobić bez padnięcia trupem :D
Jak zaczynałam chodzić na zajęcia, jeszcze zanim się zagłębiłam w ten cały fitness, to grupowe zajęcia nie przynosiły mi zbyt wielkich rezultatów, bo po prostu się do tego nie nadawałam, ale znam kobietę, która chodziła tylko na grupowe, na spalanie, na step, na sztangi i na zumbę też i ładnie schudła, a mięśnie też zaczęły się jej budować, także myślę, że jakieś reguły specjalnej w tym wszystkim nie ma szczególnej :)
Fajnie, że takie miejsca jednak są. Ja zrezygnowałam z pracy w fitness clubie, bo szefostwo chciało żebym wprowadzała też nowości. A ja im mówiłam, że nie mam kwalifikacji. Jak mam wprowadzać zajęcia, o których nie mam pojęcia? Nacisk był za duży, a poza tym finansowo bardzo słabo. Więc podziękowałam, bo nie miałam sumienia brać udziału w tym cyrku.
UsuńJa 500 kcal spalam biegając przez ponad godzinę. Prawie 1,5 godziny. Tak mi szacuje endomondo i podobnie wskazuje pulsometr. Ale Y. z którym biegałam wspólnie zawsze palił dwa razy więcej.
Jakie zajęcia prowadzisz? :)
To chyba zależy głównie od managerów ten rozkład zajęć i to, jak to wszystko wygląda. Moim szefem jest mężczyzna, który kiedyś ważył 150 kg i zszedł sobie do 80, więc myślę, że jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu, bo serio widać, że prowadzi ten klub z sercem :3 Aż się chce tam pracować, bo pewnie, że zależy mu na kasie, komu by nie zależało :D Pewnie, że tak - to jednak jest jakaś odpowiedzialna za ludzi, którzy przychodzą na zajęcia. Przynajmniej ja się czuję za nich odpowiedzialna, zwłaszcza przy niektórych ćwiczeniach, które bywają kontuzyjne :)
UsuńOgólnie jestem trenerem personalnym, opiekuję się ludźmi, którzy przychodzą na siłownię, służę im pomocą, jeśli jej potrzebują lub mają jakieś problemy :) Oprócz tego, na zmianę z kolegą prowadzę: Les mills body pump - trening siłowo-wytrzymałościowy ze sztangami na wszystkie partie ciała, oprócz tego: płaski brzuch, shape i step condition :)
Pasja zawsze gwarantuje sukces. U mnie szef się na niczym nie znał i dlatego wymagał rzeczy niemożliwych. Ktoregoś dnia po prostu się obudził i pomyślał, że chce mieć club fitness. O.o
UsuńMasz jakieś szkolenia, kursy, szkoły? Bo ja miałam tylko zumbę. Szef obiecywał, że będzie mnie dokształcał, a okazało się, że chciał tylko podstawić mi pod nos do podpisania lojalnościowkę i nic poza tym.
Coś o tym wiem i też polecam, bo działa!
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam biegać... o kurcze, to będą już dwa lata! Ale nie z powodu wagi czy nadmiaru czegoś tam. Należę raczej do chudzielców i to przytyć jest mi trudno. Zaczęłam biegać ponieważ chciałam poprawić kondycję i nie dyszeć jak parowóz, gdy wbiegam do autobusu, na który jakimś cudem udało mi się zdążyć. A drugą sprawą były moje zbyt chude łydki - tak zbyt chude. Patyki zamiast kształtnych łydeczek, które teraz posiadam.
OdpowiedzUsuńBiegam jednak tylko w sezonie wiosna-lato-jesień. Zimą mi się nie chce - przyznaję bez bicia, za to nadrabiam ćwiczeniami na brzuch - bo podoba mi się cało, na którym rysują się mięśnie. :)
Jesteś moim guru jeśli chodzi o intensywność treningów! Wow, gratuluję Ci tak wielkiego samozaparcia! :)
Jakbym miała przerwać na zimę to efektu nie byłoby wcale, skoro zaczęłam jesienią. :D
UsuńFajnie, że ludzie bez nadmiaru ciała też dbają o siebie. Znam wielu ludzi, którzy tego nie rozumieją i zadają głupie pytania: "Ćwiczysz? A po co? Nie jesteś gruba..."
No tak, ja pamiętam, że zaczynałam z początkiem lata. A zimą z chęcią pobiegałabym na bieżni, tylko jakoś nie mogę się wybrać na siłownie. :P
UsuńTo skoro zaczęłaś jesienią - ślub będzie latem? :)
Ja osobiście lepiej się czuję po wysiłku fizycznym i podobno lepiej wyglądam. Wiele razy słyszałam, że "nabrałam kolorów" od tych ćwiczeń i nie jestem już taka blada - w końcu cały organizm lepiej się dotlenia.
Mam siłownię tak daleko, że już wolę biegać w deszcz albo po lodzie. :D Czas samej drogi to czas mojego treningu. :D
UsuńTak, ślub w sierpniu. :) Obowiazkowo lato, bo to z tą porą roku mam najwięcej niesamowitych wspomnień. Wcześniejsze miesiące odpadły, bo bałam się, że mi się sesja i obrona w termin wepchnie. :D
Pewnie masz rację. Cały organizm lepiej działa, więc na pewno ma to związek. :)
Ja większość czasu przebywam w Poznaniu, a tam siłownia jest co kawałek, ale... i tak się wybrać nie mogę. :P
UsuńW zimnie nie dałabym rady biegać, a próbowałam kiedyś nawet późną jesienią. Mam strasznie wrażliwą krtań i zadatki na astmatyka, dlatego najlepiej biega mi się latem. :P
Coś czuję, że będzie pięknie. Lato to najlepsza pora, na takie uroczystości. :) Zleci bardzo szybko ten czas.
Gdzieś czytałam, że organizm najlepiej funkcjonuje, gdy ćwiczy się 2-3 razy w tygodniu. Wówczas lepiej się dotlenia i ma też czas na regenerację. :)
A ja właśnie nie mam zadatków. Ja jestem astmatyczką. :) Choć bardzo sezonowo. Jednak wiem, że u każdego inaczej to przebiega. No i w dodatku każdy ma inną odporność, więc lepiej, żebyś faktycznie nie kusiła losu. Trzeba słuchać swojego organizmu.
UsuńWielu ludzi ćwiczy codziennie. Popełniłam kiedyś ten błąd i po miesiącu moje mięśnie krzyczały z bólu. Można tak trenować jak ktoś bardzo chce, ale naprzemiennie codziennie wykonywać trening innej partii ciała. Tylko mięśnie brzucha regenerują się w 24 godziny - dlatego np. aerobiczną szóstkę weidera można wykonywać codziennie. Jednak reszta mięśni właśnie potrzebuje 48 godzin, aby się zregenerować. U sportowców normą jest więc, że codziennie coś ich boli. Ja tego unikam i biegam co drugi dzień. Sport to nie moja praca w końcu. :D Ćwiczenia częściej niż 3 razy w tygodniu i dłużej niż godzinę dziennie stają się treningiem wyczynowym i ze zdrowiem mają niewiele wspólnego. ;) Tak powiedział mojemu bratu pewien bardzo mądry człowiek, który z wynikających z tego kontuzji potem musi wyciągać ludzi. :)
Powiem Ci, że mnie ten czas na razie wcale nie pędzi. Data ustalona już od roku. Mam wrażenie, że minęło więcej czasu. :D Najgorsze jest to, że nie można wszystkiego załatwić od razu. 1,5 roku przed planowaną datą zamawialiśmy salę i kamerzystę, rok przed byliśmy w kościele zarezerwować sobie godzinę mszy, dowiedzieć się co i jak, 8 miesięcy przed załatwiliśmy kogoś kto zagra na weselu... Nic nie można zrobić od ręki, na wszystko trzeba czekać. Jestem bardzo niecierpliwa i nie lubię rozwlekać wszystkiego w czasie po to, żeby potem i tak pod koniec siedzieć w liście gości, winietkach itp... Jestem zadaniowcem i najchętniej usiadłabym w jeden weekend i odhaczyła wszystko na raz już teraz. :D
Dlatego też, gdy czuję, że organizm mówi mi - dość, to staram się go słuchać. Chociaż parę razy nie posłuchałam i przez ponad pół godziny nie mogłam dość do siebie. - No ale jak się człowiek nauczy lepiej, jak nie na własnych błędach? :P
UsuńJa kiedyś biegałam codziennie i faktycznie - łydki nie dawały rady. Mojej współlokatorce zaś wysiadały kostki - do tego stopnia, że nie mogła aż chodzić. Za to brzuch właśnie ćwiczę codziennie i nie pamiętam, kiedy ostatnio jęczałam z bólu. Chyba jak zaczynałam. ;)
To chyba muszę zacząć planować ślub, żeby czas mi przestał tak pędzić. xD No tak, też lubię mieć od razu wszystko pozałatwiane, a tu faktycznie tak nie idzie. To na pewno ciekawe przeżycie, nie możesz się doczekać i pewnie dlatego tak Ci się ten czas wlecze. :)
Ja po sesji zapisuje się na jakieś tańce :) Kto wie może i zacznę biegać :)
OdpowiedzUsuńWażne, żeby robić cokolwiek i sprawdzać czy efekt nas satysfakcjonuje. Każdy zabierając się za ćwiczenia ma inny cel. :)
UsuńNiestety mam kontuzjowane kolana i nawet bieganie na wfie sprawia ból.
OdpowiedzUsuńwięc biegać nie mogę a chciałabym.
zapraszam do mnie.
Ja się w szkole cieszyłam ze zwolnienia z biegania. Ale to żaden powód do dumy.
UsuńZdrowia życzę!
Ja kocham biegać, niestety nie jestem takim hardcorem, by robić to zimą i swój sezon zaczynam, gdy robi się trochę cieplej :)
OdpowiedzUsuń✄ blog
Gdyby u mnie weszła w grę przerwa, to nie miałabym prawie żadnych efektów, bo biegać zaczęłam jesienią. :) W zimę trenujesz coś innego czy po prostu odpoczywasz?
UsuńBieganie nie jest dla mnie, chociaż próbowałam. Ćwiczyłam za to przez około 4 miesiące dawno temu, potem przestałam i ciężko wrócić do ćwiczeń.
OdpowiedzUsuńBieganie nie jest tylko dla 1% społeczeństwa pod względem zdrowia. :D Reszta albo to robi bo lubi/chce, albo nie bo to dla nich za duże wyrzeczenie. Kwestia silnej woli i chęci. Ja też do biegania podchodziłam kilkakrotnie. :)
UsuńMasz rację. Ja raczej nie byłam nigdy fanką biegania, chociaż zdarzyło mi się wziąć parę razy udział w jakimś biegu np uczelnianym:)
UsuńJa szczegółowych postanowień na ten rok również nie mam, raczej ogólny cel na kilka lat odnośnie tego co chce osiągnąć i do tego będę zmierzać. To prawda, że już za 355 dni, bo jednak od dzisiaj tyle jest, jednak pisząc chciałam uwzględnić cały raz. I każdy z nas będzie kimś innym.
Nie mogę powiedzieć, że poprzedni rok przeleciał mi przez palce. Mogło wydarzyć się więcej, ale moje wybory sprawiły, że wydarzyło się tyle, jednak wszystko to było po coś i sprawiło, że poprzedni rok był świetny.
O, podziwiam. Nie lubić, a wziąć udział to jest dopiero coś! Chylę czoła! Ja tam nigdy nie brałam udziału, bo nie lubiłam. A i teraz nie wiem czy bym się podjęła takie publicznego wyzwania... :D
UsuńJak coś to to nie było wytknięcie błędu z tą liczbą dni. :) Pisałam to tylko w swoim kontekście. Najważniejsze, że ostatnie słowo, które opisuje Twój rok w tym komentarzu to "świetny". Cieszę się. :)
Ależ ja rozumiem i nie ma sprawy:) Będę na pewno robiła wszystko aby ten również taki był.
UsuńTak, nawet jak jest u mnie Bieg Zdrojowy to zawsze tam jestem, ogólnie nie biegam to znaczy biegam, ale z aparatem:D Tzn robię zdjęcia, chociaż zdarzyło się iż ze znajomymi, którzy brali udział w biegu, biegają, trenują pojechałam gdzieś na bieg niby jako opiekunka do ich dziecka, a sama pobiegłam:D To całkiem fajne jest:D
Ja się wzięłam za ćwiczenie, bo też chcę zrzucić parę cm w pasie i w pupie :D Niby nie jest źle, ale może być przecież lepiej, prawda? :D
OdpowiedzUsuńUważam, że najważniejsze to czuć się ze sobą dobrze i do tego dążyć. Jak potrzebujesz zrzucić, to trzymam kciuki. Oby tylko nie przeasadzić, bo czasem i tak się zdarza. :)
Usuńuśmiałam się na głos z tej dwudziestoczeroletniej przerwy :D :D
OdpowiedzUsuńno nieźle. ja jestem w stadium Twoim sprzed biegania - czyli wróg, niechętny żeby za to się zabrac xD
trenuję cardio w domu. nie chudnę, ale tego mi akurat nie potrzeba, więc wszystko dobrze się składa :D
miłego biegania :*
:D
UsuńAle wiesz, Ty masz modelkową sylwetkę, nie jesteś też kurduplem tak jak ja i Tobie te cztery kilogramy nie zaszkodzą, tym bardziej, że jesteś bardzo szczuplutka. A u mnie ewidentnie poszło w oponkę na brzuchu i tyłek, tak, że to się naprawdę czuło. :)