Nauki
przedmałżeńskie i poradnia rodzinna, z której należy w ramach nauk skorzystać
owiane są mgiełką tajemnicy i legendy dla osób, które nie miały okazji wstąpić
w zaawansowane przygotowania do ślubu. Mam wrażenie, że wcale nie przesadziłam z tytułem posta. Nie ukrywam – nasłuchałam się tyle o ślubnych przygotowaniach w parafiach w moim mieście, że w zasadzie chyba w opowieściach tych brakowało jedynie smoków. Byłam więc bardzo bojowo nastawiona w razie, gdyby gdzieś z plebanijnych czeluści jedna z kilku głów gada łypnęła na nas żółtym ślepiem i zionęła ogniem z wielkiego pyska.
Słyszałam o tym, że księża obrażają ludzi
przytaczając przykłady jak nie należy się prowadzić, uważają uczestników nauk
za głupszych od siebie, a do tego dochodzi nauka metod naturalnego planowania
lub nieplanowania rodziny. Jak
się okazało w przypadku moim oraz Y., nauki w parafii, w której będziemy brać
ślub były prowadzone w sposób kulturalny, konkretny, nawet humorystyczny.
Dowiedzieliśmy się tez praktycznych rzeczy.
Czy wiecie, że przysięgę małżeńską
można napisać samodzielnie? Może mieć ona nawet wybitnie humorystyczny wyraz,
byleby tylko był w niej zawarty taki sam sens jaki zawiera tradycyjna
przysięga. Można wybierać sobie czytania, pieśni, psalmy. Od nas zależy czy
chcemy wejść do kościoła razem, czy panna młoda ma wejść sama czy też ma ją
poprowadzić do ołtarza ktoś dla niej ważny – niekoniecznie musi to być ojciec. Mamy
wpływ na prawie całą uroczystość.
Wraz
z nami na nauki chodziło jeszcze pięć osób. Pierwszy godzinny wykład dotyczący sakramentu małżeństwa prowadził ksiądz proboszcz. Drugie spotkanie odbyło się z panem z poradni rodzinnej, który w
pół godziny wyłożył nam czym jest rodzina wraz z teorią jej planowania. Trzecie
spotkanie również miało formę wykładu, dotyczyło dziecka w rodzinie i trwało piętnaście
minut, bo odbywało się z innym księdzem w zastępstwie za proboszcza.
Ponadto
odbyliśmy jeszcze jedno indywidualne spotkanie na plebanii z tym samym panem z poradni rodzinnej w celu
zapoznania się dokładniej z metodami planowania rodziny. Na tym się
zakończyło. Powinniśmy być jeszcze na dwóch spotkaniach, aby skonsultować moje dwa
cykle menstruacyjne, jednak nie wyraziłam zgody na omawianie zanotowanych
obserwacji mojej temperatury ciała itp. Nikt nas do niczego nie zmuszał.
Byłam
pozytywnie zaskoczona, bo mnóstwo osób, nawet tych, które brały ślub w tej
samej parafii mówiły, że będę musiała okazać się własnym wyrysowanym wykresem z
wyznaczonymi dniami płodnymi i niepłodnymi. Z góry byłam nastawiona na to, że akurat
w tej kwestii nic nie muszę i jeśli zostanę zmuszona pod pretekstem
niepodpisania kartki, wyrysuję dwa cykle różniące się chociażby siedmioma dniami
(co w naturze się zdarza) – na pierwszym wykresie w najbardziej strategicznym
czasie zanotuję półtoratygodniową gorączkę, a na drugim "zacznę" pracę na trzy
zmiany, co nie daje możliwości mierzenia temperatury codziennie o tej samej
porze. Nie musiałam się jednak posuwać do takiego sabotażu. Jeśli ktoś nie
chce, polecam o tym mówić. Wcale nie musiałam się o nic wykłócać. Wystarczyło
mieć odwagę powiedzieć „nie chcemy brać udziału w dalszych spotkaniach”, a pan
zaproponował tylko, żebym zadzwoniła jeśli zmieniłabym zdanie. Ksiądz przyjął karteczkę
z brakującą pieczątką bez żadnego problemu i nawet jednego słowa komentarza.
I
jeszcze jedno: nie zapłaciliśmy ani grosza. Ani za nauki, ani za poradnię
rodzinną, ani za zapowiedzi, ani za spisanie ślubnego protokołu. Nikt z
kościoła nie wspomniał nawet o tym, że jest choćby dobrowolna opłata „co łaska”.
Takie stwierdzenie nie padło. Jak na razie rachunek w sprawie ślubnych formalności
wystawił tylko urząd stanu cywilnego – 84 zł.
To już mniej niż 50 dni... |
Uf, to mnie uspokoiłaś, bo też się tyle o tym nasłuchałam, że aż się zastanawiałam nad sensem brania ślubu :D
OdpowiedzUsuńFajnie słyszeć, że nie u wszystkich kurs przebiega źle. :) Trochę ciekawa jestem jak wygląda to u mnie ponieważ ksiądz jest specyficzny wiec mogłoby być ciekawie. :D Jednak na razie nie daję się wysłać na kurs ponieważ nawet nie mam chłopaka a poza tym planuję ewentualnie ślub cywilny. Z niezrozumiałego dla mnie powodu moja rodzinka przy każdej nadarzającej sie okazji próbuje mnie na taki kurs wysłać.
OdpowiedzUsuńMożna zrobić, żeby było na zaś, ale jeśli ktoś np. jest ateistą i nie ma w planach ślubu kościelnego to rzeczywiście szkoda czasu. Nie bardzo rozumiem po co wysyłają Cię, jeśli nie masz nawet partnera. :D Może tylko ja wychodzę z założenia, że nauki powinno odbywać się razem. Osobno tylko w chwili, kiedy nie można się zgrać z czasem wolnym albo jeśli ktoś ma je zaliczone w ramach nauk religii w ostatniej klasie szkoły średniej. Ja jednak uważam, że (z małymi wyjątkami) kurs przedmałżeński dotyczy dwojga osób i dobrze pójść na nie wspólnie.
UsuńZnam osobiście parę, która nie dostała pieczątki bo nie wyraziła zgody na przedstawienie wykresów i rozmowę na temat planowania rodziny z księdzem. Efekt? Ślubu kościelnego nie wzięli. Ale to działo się bardzo dawno temu. Dobrze wiedzieć, że w tej sprawie Kościół się zmienił na lepsze ;))
OdpowiedzUsuńDziś to nie ksiądz te zajęcia prowadzi tylko osoba świecka z poradni rodzinnej. Tutaj można korzystać z dowolnej poradni - nie tylko z tej zaproponowanej przez księdza. Jeśli nie odpowiada nam osoba prowadząca, możemy ją zmienić bez konsekwencji. Nikomu nie wolno nas zmuszać do niczego, bo i ślub nie jest przymusem.
UsuńZawsze podobają mi się takie osobiste, samodzielne napisane przysięgi :)
OdpowiedzUsuńP.S. Będzie mi miło jak zajrzysz na mojego nowego "japońskiego" bloga :)
Zazdroszczę, wiesz jak to u mnie wyglądało ;)
OdpowiedzUsuńW każdej legendzie tkwi ziarno prawdy. U Ciebie to była masakra...
UsuńLudzie czasem na prawdę demonizują kościół i księży. Super, że te wszystkie straszne i złe przepowiednie nie sprawdziły się w Twoim przypadku i będziesz miała raczej pozytywne wspomnienia z przygotowań. :)
OdpowiedzUsuńAch Wy piękni i młodzi! <3
Kolejny etap za Wami :) U nas różnie to bywało z tymi naukami i poradnia, ale koniec końców wspaniale się to wspomina i zawsze buduje związek.
OdpowiedzUsuńNo proszę, jednak można ;) chyba dużo zależy od prowadzących, niektórzy wręcz wymagają pieniędzy i podają sumę! Straszne...
OdpowiedzUsuńA z tym cyklem okresowym to mnie przytkało O.o też bym zgody nie wyraziła.
Dziękuję, wyjazd jak najbardziej zarobkowy, do przyjemnych nie należał, ale na pensję narzekać nie mogę ;)
W takim razie jestem pozytywnie zaskoczona, że nikt u Was nie wspomniał o żadnych pieniądzach...
OdpowiedzUsuń