Choinki
jak co roku mnie prześladują. Zdążyłam już ubrać cztery, a przecież do świąt
został jeszcze tydzień.
Oczywiście na pierwsze ubieranie załapałam się w przedszkolu, na drugie już w szkole podstawowej. Taaak, moje praktyki cały czas są podsycone magią świąt. Kolejne chaszcze przypadło mi do ubrania w domu – zasadniczo kiedy zbliżają się święta, mama zaczyna przestawiać się na tryb: „Ewcia, ubierz choinkę”. Oczywiście na jednej prośbie się nie kończy. W tym roku postanowiłam jej tego zaoszczędzić i zabrałam się za dekorowanie drzewka teraz, aby potem nie wyszukiwać tych paru godzin w terminarzu wręcz na siłę. Ostatnie (na dzień dzisiejszy, bo na pewno nie w przeciągu tego okresu świątecznego) drzewko bożonarodzeniowe przypadło mi ozdabiać u mojego chłopaka. Choinka miała zdobić jego mieszkanie po raz pierwszy odkąd mieszka sam, czyli od jakichś czterech lat. Tutaj rewelacji było co nie miara – totalna improwizacja: osiem bombek na krzyż, choinka pozbawiona trzeciej (górnej) części, na co zwróciliśmy uwagę dopiero w trakcie wkładania wiechcia do stojaka. Stojak tymczasem złamał się podczas umieszczania w nim sztucznego drzewa. Kiedy już udało się znaleźć zastępstwo (czytaj: pudło po dziwnym specyfiku włożone w torebkę świąteczną po zeszłorocznym prezencie) i choinka jako tako trzymała pion, Y. zasłonił nietypowy - czyli po prostu brakujący - czubek choinki gwiazdą, kiedy ja wieszałam lampki. Oczywiście jeszcze nie było z górki, bo światełka nagle zaniemogły - te zawieszone jako pierwsze, zatem drugie również trzeba było zdjąć. Przecież zastrajkować nie mogły przed ich zawieszeniem. Dzięki temu manifestacja była bardziej efektowna i spektakularna. Po sprawdzeniu wszystkich żaróweczek trzeba było stwierdzić, że niestety po prostu się zepsuły. Udało się jednak zorganizować inne lampki, pożyczyć niepotrzebne ozdóbki z maminego asortymentu, wykonać trochę własnoręcznych ozdób wyglądających jak płatki śniegu i… gotowe. Drzewko wygląda jakby nieco wciśnięte w kąt Igrekowego kąta, ale zapewniam – stoi o własnych siłach. Czwarte drzewko mnie nie pokonało. Tymczasem wiem, że czeka mnie przystrajanie jeszcze co najmniej jednego.
Oczywiście na pierwsze ubieranie załapałam się w przedszkolu, na drugie już w szkole podstawowej. Taaak, moje praktyki cały czas są podsycone magią świąt. Kolejne chaszcze przypadło mi do ubrania w domu – zasadniczo kiedy zbliżają się święta, mama zaczyna przestawiać się na tryb: „Ewcia, ubierz choinkę”. Oczywiście na jednej prośbie się nie kończy. W tym roku postanowiłam jej tego zaoszczędzić i zabrałam się za dekorowanie drzewka teraz, aby potem nie wyszukiwać tych paru godzin w terminarzu wręcz na siłę. Ostatnie (na dzień dzisiejszy, bo na pewno nie w przeciągu tego okresu świątecznego) drzewko bożonarodzeniowe przypadło mi ozdabiać u mojego chłopaka. Choinka miała zdobić jego mieszkanie po raz pierwszy odkąd mieszka sam, czyli od jakichś czterech lat. Tutaj rewelacji było co nie miara – totalna improwizacja: osiem bombek na krzyż, choinka pozbawiona trzeciej (górnej) części, na co zwróciliśmy uwagę dopiero w trakcie wkładania wiechcia do stojaka. Stojak tymczasem złamał się podczas umieszczania w nim sztucznego drzewa. Kiedy już udało się znaleźć zastępstwo (czytaj: pudło po dziwnym specyfiku włożone w torebkę świąteczną po zeszłorocznym prezencie) i choinka jako tako trzymała pion, Y. zasłonił nietypowy - czyli po prostu brakujący - czubek choinki gwiazdą, kiedy ja wieszałam lampki. Oczywiście jeszcze nie było z górki, bo światełka nagle zaniemogły - te zawieszone jako pierwsze, zatem drugie również trzeba było zdjąć. Przecież zastrajkować nie mogły przed ich zawieszeniem. Dzięki temu manifestacja była bardziej efektowna i spektakularna. Po sprawdzeniu wszystkich żaróweczek trzeba było stwierdzić, że niestety po prostu się zepsuły. Udało się jednak zorganizować inne lampki, pożyczyć niepotrzebne ozdóbki z maminego asortymentu, wykonać trochę własnoręcznych ozdób wyglądających jak płatki śniegu i… gotowe. Drzewko wygląda jakby nieco wciśnięte w kąt Igrekowego kąta, ale zapewniam – stoi o własnych siłach. Czwarte drzewko mnie nie pokonało. Tymczasem wiem, że czeka mnie przystrajanie jeszcze co najmniej jednego.
Muszę
przyznać, że zasadniczo wcale nie lubię tego robić. Chyba, że mam wyjątkowo
dobry humor, zostanę z drzewkiem sam na sam, za oknem sypie śnieg, w tle usłyszę "Last Christmas" i nikt nie będzie kazał sprzątać
folii, kartonów i innych śmieci po łańcuchach, bombkach, choince... Jestem wymagająca w tej kwestii. :)
Lubicie
ubierać choinki? Robicie to tradycyjne w dzień wigilijny czy też tak jak ja –
znacznie wcześniej, aby nie zaprzątać sobie tym głowy w ostatniej chwili? Może macie jakieś zabawne anegdoty do opowiedzenia zwiazane z tym zwyczajem?
ważne, że wygraliście w końcu tą walkę z choinką. mnie by najprawdopodobniej szlag trafił, bo cierpliwości nie mam a ileż może być pecha na raz :p
OdpowiedzUsuńza dzieciaka lubiłam ubierać, w tamtym roku u mnie nikomu się nie chciało i w końcu brat ubrał, jeśli dobrze pamiętam. w tym jeszcze nie ubrana, trzeba się za to zabrać..:)
Kochana, ja choinkę mam od tygodnia i się świątecznie nastrajam:) Tradycja, tradycją, ale czasy się zmieniają i choinka bardziej cieszy przed świętami niż po nich:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga. Faktycznie po świętach już nie zwraca się na nią uwagi. :)
UsuńW moim domu choinkę ubiera się zazwyczaj dwa dni przed świętami. Nie wcześniej, ponieważ dom jest mały, a choinka utrudnia wszystkim poruszanie się i wyczekujemy tylko, kiedy będzie można już ją rozebrać. Do ubierania jest zwoływana cała rodzina - ja z mamą i siostrą ubieramy drzewko, odganiając 5-letniego brata, pilnując, aby nie pobił zbyt wielu bombek, jak również pozwalając na powieszenie kilku ozdóbek. Do taty należy rozłożenie drzewka, włożenie gwiazdy na czubek choinki oraz powieszenie lampek. :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten podział zadań. :) Poza tym pięcioletni brat na pewno sprawia, że święta mają zupełnie inny charakter, niż wtedy kiedy wszyscy już są dorośli lub do dorosłości im niedaleko. :)
UsuńGreat Christmas tree! So nice!
OdpowiedzUsuńThanks for the comment =)
XOXO
Też lubie ubierać choinkę no i zgodze się z Sylwuch u mnie tez choinke ubiera sie 2 , 3 dni przed świetami :P Powiem tak super blog !! Prosze zajrzyja na mój :
OdpowiedzUsuńwww.modowo-kinia.blogspot.com
KOMENTUJ , OBSERWUJ , OGLĄDAJ <3
To bardzo wiele dla mnie znaczy :*
"chaszcze" - kupilo mnie :D Ewcia, to może mi też ubierzesz? ;) u mnie nie ma nigdzie, bo
OdpowiedzUsuńa)z Paryża wyjeżdżamy na święta, to nie ma po co
b) do Polski wbijamy na ostatnią chwilę i nie ma czasu
c) dziadkowie nie chcą u siebie :p
więc daję sobie radę bez niej. przynajmniej nie muszę sprawdzac żaróweczek... niczym w amerykańskim filmie!
Jakbyś bardzo ładnie poprosiła, to pewnie bym ubrała. Mam w tym już chyba niezłego "skilla". :D
UsuńZ jednej strony zazdroszczę, że nie musisz się z tym męczyć, z drugiej zaś na myśl na pewno przyszłoby: "Jak to!? Nie będę się męczyć w tym roku z badylem!?". Nie wiem czy to jeszcze sentyment czy już ambiwalencja... :)
e tam, ja za tym nie tęsknię :D a skilla też kiedyś miałam!
Usuń
OdpowiedzUsuńfajny blog ; 3
heheheh też zawsze pełno choinek ubieram ^^
http://milejdi4.blogspot.com/
Ja po prostu nienawidzę ubierać choinki. Dlatego to zawsze pozostawiam mojemu tacie ;)
OdpowiedzUsuńWow 4 choinki :) ja na razie tylko dwie :D
OdpowiedzUsuńja uwielbiam ubieranie choinek gorzej póxniej smutno jak trzeba ją rozbierać ;/
Mnie tam smutno nie jest. Raczej tylko z tego powodu, że się trzeba za to w ogóle zabrać. Mnie - dyplomowanemu leniowi - to nie za bardzo pasuje. ;)
UsuńJa za to jestem fanką ryżu, oraz kuchni orientalnej. :D
OdpowiedzUsuńA co do choinki, to moja narazie czeka, aż ktoś znajdzie dla niej czas, biedna!
mnie zazwyczaj prześladuje dzielenie się opłatkiem :) Najgorsza cześć Wigilii...
OdpowiedzUsuńRównież nie znoszę dzielić się opłatkiem, dlatego u mnie w rodzinie udało się zmienić ten obyczaj - mama lub tata składają ogólne życzenia, wszyscy łamiemy się opłatkiem przy stole i po wszystkim. :)
UsuńKiedyś uwielbiałam ubierać choinkę. Zawsze to robiłam z moją siostrą, która nie pozwalała mi dotykać lampek w obawie, że je popsuję. Ta magia zniknęła wraz z jej przeprowadzką. Teraz ubieraniem sztucznego chaszcza zajmuję się moja mama, a ja tylko oceniam czy wygląda dość dobrze, by załączyć lampki.
OdpowiedzUsuńPamiętam jednak jak raz położyliśmy dwie szklane bombki na podłodze, które po chwili magicznie zniknęły! Szukamy je wszędzie, nie było ich pod stołem, ani pod rogówką. Panika, bo to były ulubione bombki mamy. Po pewnym czasie dołączył do nas nasz ukochany kot. I co? W pyszczku trzymał sznureczki owych bombek, które mu się obijały o brodę. I co z tym fantem? Oczywiście ja zabawiłam się w Benny Hilla, wyobrażając sobie w myślach melodyjkę i biegałam za czworonożnym złodziejem. Odzyskaliśmy je dopiero, jak mu się znudziły. Jak sobie to teraz przypomniałam to tak parsknęłam śmiechem, że moja mama się na mnie dziwnie spojrzała ;)
Świetna historia. :) Również uśmiechnęłam się do monitora. Dobrze, że kotek ich nie zjadł - wtedy by dopiero było...
Usuńśliczna !
OdpowiedzUsuńA wiesz, że mam dokładnie tak samo? Zimowe powietrze sprawia jakieś dziwne duszności.
OdpowiedzUsuńU mnie co do świąt sprawa wyglądała podobnie, bo było tak sztucznie, od czego aż rzygać się chciało, ale w tym roku tamta "zła" strona rodziny pokłóciła się z nami na amen, więc te święta powinny być ubrane w tę niesamowitą magię! :D
No więc tego życzę: aby było magicznie. ;)
UsuńTego samego życzę Tobie, może w końcu Twoje święta będą magiczne! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńhappy end nawet mnie nie wkurzył, ale po prostu zdemotywował... jak to?! to niesprawiedliwe! cóż, przygoda i tak fajna.
OdpowiedzUsuń...ja bym się wściekła. :D
Usuńja się pogodziłam. nie było tak źle, mogłam wrócić do dziadków/znajomych, koniec końców babcia dała mi kasę, żebym sobie jakieś ciuchy na ten tydzien kupiła :D dziś wieczorem przyjeżdza moja rodzina i po nowym roku wracam z nimi samochodem.
Usuńwitam.
OdpowiedzUsuńja już swoją ubrałam :)
czy lubię? chyba średnio, ale z dwojga złego wolę ubierać niż rozbierać :)
U mnie jeszcze żadna choinka nie stoi, zawsze ubieramy ją dopiero w wigilię:)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji chciałabym Cię serdecznie zaprosić do mojego rozdania blogowego, więcej info: http://sayonaramoose.blogspot.com/2012/12/rozdanie-rozdanie-rozdanie-rozdanie.html
Buziaki! :))
Dobrze, ubrałaś jedną za mnie, to moje nieubranie się skasuje ;p
OdpowiedzUsuńW domu nie ubieram, bo koty poszarpią. Zresztą, i tak jadę do rodziców. Wczoraj na klasowej wigilii miała być mała choineczka, ale moja klasa okazuje się być równie tradycyjna jak ja, siedzieliśmy więc przy muzyce w stylu disco polo i nawet za tańce się niektórzy zabrali. Jeszcze chwila, a mi to wychowawstwo odbiorą :)))
Dobrych świąt, kochana.
A kogo w tej porze roku nie prześladują ; p
OdpowiedzUsuńMoja również stoi już ubrana niestety sztuczna ;/
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt <3 ♥
Wesołych Świąt :*
OdpowiedzUsuńMimo, że nie obchodzę świąt to uwielbiam popatrzeć na przystrojone choinki!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam