poniedziałek, 6 maja 2013

Nie lubię sportu, ale...

Gimnastyka daje mi dużo zabawy

Zasadniczo za sportem nie przepadam. Raczej kojarzy mi się z rywalizacją, której nie znoszę, uczuciem ciężkości w klatce piersiowej i suchością w gardle. Nie, to nie dla mnie. 

Najbardziej znienawidziłam gry zespołowe, kiedy w szkole podstawowej na każdej lekcji WF grałyśmy w koszykówkę. No żeby chociaż na zmianę jakaś piłka nożna była (a tę bardzo lubiłam!). Albo siatkówka. Ale nie. Dwutakt mam opanowany do perfekcji, a po trzech latach do kosza wrzucałyśmy już piłkę nawet tyłem… W efekcie przestałam lubić zespołową rywalizację.

Jednak mimo „traumy” wychodzę z założenia, że każdy może znaleźć taką dyscyplinę, która daje mu choć odrobinę zabawy. W końcu nawet niewielka dawka ruchu jest lepsza niż żadna. U mnie do tego rodzaju ćwiczeń należy na przykład gimnastyka. Niestety tej na W-Fie było naprawdę niewiele, czasem przez cały rok w ogóle albo raz na dwa lata ni stąd ni zowąd wyskoczono tylko z testem na gibkość, bez żadnej rozgrzewki, żadnych przygotowań i koniec. Jedynie w gimnazjum, kiedy WF miałam z kobietą, wtedy coś tam faktycznie się działo. Tworzyłyśmy nawet układy gimnastyczne. W szkole średniej sama dzięki zwolnieniu z biegów (po lekkim wypadku) mogłam wyginać się na siłowni ile wlezie. Rzecz w tym, że miałam zajęcia wychowania fizycznego z jedną koleżanką – Na. i dwudziestoma sześcioma chłopcami. Choć nam tego nie powiedziano, naturalne było, że im przeszkadzałyśmy, zatem często byłyśmy odsyłane właśnie do owej siłowni. To wtedy miałam najlepszą formę. Choć właśnie wtedy posiadałam też zupełnie legalne zwolnienie z biegów – naciągnęłam je, przyznaję, też na ćwiczenia siłowe, bo przecież po co robić to czego się nie lubi i tracić czas, kiedy można porobić coś co jest dla mnie fajne? ;) Trzy razy w tygodniu miałam 45 minut na to co przynajmniej mnie nie drażni. 

Wyginałam się w każdą stronę, a na świadectwie w drugiej klasie miałam ledwo dostateczny. Swoją drogą to zabawne, że gość, który umie grać w piłkę nożną, a ledwo dotknie dłońmi kolan ma piątkę, a moje ponadprogramowe umiejętności w jednej dziedzinie się nie liczyły. Żeby tak chociaż o jedną ocenkę w górę z tej okazji. Jednak nie. To nigdy nie zostało docenione, poza pytaniem "Tańczysz w balecie?". Nigdy nie prosiłam się jednak o oceny. 

Swoją drogą ocenianie nas (czyli mnie i Na.) nie było do końca sprawiedliwe. Przykład? Pewnego razu postawiono przede mną i Na. skrzynię do przeskoczenia, która w zasadzie była naszego wzrostu (mój wzrost to 155 cm, Na. jakieś 158). Nie chciało się opuszczać pułapu dla dwóch dziewczyn, przecież ćwiczyłyśmy z chłopakami. :D I tak w zasadzie na każdym sprawdzianie. Zazdrościłam ludziom, którzy lubili te szkolne ćwiczenia, jednak dla mnie niewiele z nich było atrakcyjnych. Niektóre testy były ciekawe, ale sprawdzian z rzutu do bramki w piłce ręcznej, kiedy w życiu w nią nie grałam i nawet nie znam reguł? 

Zasadniczo wołano nas tylko na sprawdziany. W siłowni Na. miała "pakować" - swoją drogą byłaby niezłym koksem, gdyby również nie ściemniała. Ja zaś miałam za zadanie organizować sobie czas w sposób, w jaki mogę ćwiczyć. Wolę sama sobie być trenerem. ;)







________________________________

Poszukaj ulubionej dyscypliny sportowej!

Zapraszam do polubienia:
>>FACEBOOK<<

65 komentarzy:

  1. Dżymnastykę lubiłam bardzo, skoki przez skrzynie, w dal oraz wszelkie ruchowe zabawy grożące połamanie kostek. Gry zespołowe również, aczkolwiek moje umiejętności były dalekie od perfekcyjnych, podobnie jak poziom wiedzy wuefistów. Sama sobie trenerem - oł tak.
    Fotki urocze, wyglądasz jak szczęśliwa syrenka, której ktoś pokazał czym są dobre sklepy ciuchowe :)
    Pozdrówencje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja po Twojej poprzedniej notce naprawdę chylę czoła w Twoim kierunku za efekty...
      Kiedy osiągasz własny cel sama - daje to więcej satysfakcji, prawda?
      Dziękuję :*

      Usuń
  2. Jak się pięknie rozciągasz, brawo! Masz rację, każdy może znaleźć sobie dyscyplinę, którą polubi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja, taki leniwiec znalazłam, to naprawdę KAŻDY może. :)

      Usuń
  3. Fajny post ;)
    Ja co do sportu to wszystko,ale nie to gdzie trzeba biegać ;D
    zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  4. A u mnie była siatkówka, siatkówka a potem na deser jeszcze siatkówka. Do dziś na dźwięk tego słowa się krzywię ;/
    A szpagat bomba! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i się nie dziwię... Szkoła czasem sprawia, że zamiast dzieciaki zachęcić do ruchu, to jeszcze obrzydzają im ten WF. Bo ile można...?

      Usuń
  5. A ja lubię! A nie mogę... ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i tak się zdarza... Mój brat też zawsze marzył o tym, żeby rozwijać się bardziej w piłce nożnej oraz w sztukach walki, ale zdrowie nie takie, jak trzeba.

      Usuń
  6. Dla mnie też gimnastyka jest w porządku. Ale za resztą nie przepadam. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba wszyscy mamy takie same wspomnienia z wf-u...

    OdpowiedzUsuń
  8. Sport lubię, nawet uwielbiam, ale po Twoich przeżyciach z koszykówka nie dziwie Ci się.. miałaś widocznie pecha do wuefistów. Współczuję, ale gimnastyka też piękna sprawa, której ja pewnie nigdy nie ogarnę ;D no nic, może kiedyś... Obserwuję i zapraszam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mnie zastanawia dlaczego nie trenuje się dziecka raczej w rozmaity sposób. Albo nie bierze się pod uwagę jego predyspozycji. Przecież takie powtarzanie jednego ćwiczenia nie jest efektywne i nie wpływa stymulująco na rozwój. Fajnie wiedzieć, że gdzieś jednak są szkoły, które traktują uczniów inaczej.

      Usuń
  9. Jestem pod wrażeniem tych wyczynów...:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że do sportu można się przekonać. :D Ja lubię biegać i ćwiczyć, myślę, że każdy może znaleźć coś dla siebie. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonać może niekoniecznie, bo ja naprawdę próbowałam do kilku dyscyplin. Ale znaleźć coś dla siebie jak najbardziej. Wachlarz możliwości jest szeroki. :)

      Usuń
    2. Ja też nie słyszałam, żeby ktoś się skarżył. :P
      -------------------
      Trzeba spróbować i przekonać się, która z dyscyplin będzie najlepsza. Sport dodaje energii i znacznie poprawia samopoczucie. :)

      Usuń
    3. Tak, ten idealny dla nas sport - zawsze. :)

      Usuń
    4. Właśnie, bo co się męczyć z czymś czego się nie lubi. :D

      Usuń
  11. ja nienawidzę gier, biegów, gimnastyki, wszystkich skoków przez kozła, czy skrzynię i nie wiadomo jakie cuda wianki jeszcze istnieją. Jak na mój gust mogłabym na wf mieć ciągle aerobik, albo jakieś tańce :D ale niestety tak dobrze ni ma :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i właśnie to jest do bani! Kiedy byłam w gimnazjum, babeczka właśnie zawsze jakoś nam potrafiła ten czas umilić. Jak były biegi i zaliczanie umiejętności w grze, to OK - wiadomo jak już musi być, to niech będzie. Ale nie przesadzała i zawsze raz w roku poświęcała kilka lekcji na naukę jakiegoś tańca (my miałyśmy cha-chę, walca angielskiego i walca wiedeńskiego - z czego tego ostatniego żałuję, bo można było wybrać rumbę, ale koleżanki się przestraszyły - mimo to było fajne). Ten pomysł z tym, aby każda z nas zaprezentowała swój prosty układ gimnastyczny to też było coś fajnego. :) No i ta pani zawsze dawała nam czas na potrenowanie. Jak miałyśmy robić przewroty do rozkroku to chyba dwa tygodnie je wałkowałyśmy - bez presji. I każda z moich koleżanek się nauczyła. A wiadomo, że jak nie ma presji, to jest fajniej. To nie tak, że dzieciaki nie lubią sportu. To chodzi o to, że nie lubimy sportu NARZUCONEGO i chcemy kompetentnych nauczycieli. No ale spełnieniem marzeń byłoby, gdyby wszyscy ćwiczyli to co chcieli i byli tylko dozorowani przez nauczyciela.

      Usuń
  12. Kiedyś umiałam szpagat, ale ten drugi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla niektórych właśnie ten turecki jest łatwiejszy. To pewnie kwestia wykonywanych (ulubionych) ćwiczeń przygotowujących. Ja turecki umiałam jako trzylatka, ale nie ćwiczyłam potem. Francuski jest dla mnie łatwiejszy - na obie strony, ale kiedy miałam najlepszą formę (właśnie w II klasie szkoły średniej) i ten turecki też robiłam, Dziś mi znów trochę brakuje, ale mam nadzieję wrócić do formy.

      Usuń
  13. "WF" jako przedmiot szkolny to jedna wielka ściema. W ogóle nie rozwija ... a małych grubasów w podstawówkach przybywa. Będziemy za niedługo jak amerykanie ...

    To fajnie, że znalazłaś taką dyscyplinę, która Ci pasuje :) Na pewno trzeba spróbować wszystkiego, jeden woli siatkówkę a drugi jazdę na łyżwach :)

    Ja na przykład dzisiaj przebiegłem 6 kilometrów. I czuję się świetnie.

    Sport = endorfiny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i właśnie z tego co słyszałam już podobno dorównujemy pod tym względem Amerykanom!

      Z tym powinno się coś zrobić. Można by podzielić dzieciaki na przykład na grupy, które chcą w danym miesiącu uprawiać aerobik, które chcą wychodzić na łyżwy (kiedy jest zima), a które faktyczne chcą biegać, grać w koszykówkę, ćwiczyć sobie na materacach, matach, tańczyć... Przecież w każdej szkole jest kilku WFistów, a do tego wszystkiego nie trzeba robić dodatkowych kursów. Jedynie łyżwy można byłoby zakupić, ale to w budżecie szkoły nie musiałby być duży wydatek. Nawet jeśli - wystarczy zrobić jakiś kiermasz szkolny i kasa by się znalazła, bo dzieciaki chciałyby się włączyć kiedy wiedziałyby, że pieniążki pójdą na fajny sprzęt dla nich, a nie na "radę rodziców" - cokolwiek to znaczy tak na serio. Dałoby się to zrobić, ale trzeba chcieć.

      6 km? Matko... Wyzionęłabym ducha. :) Mój chłopak też tak biega... Ale on się, skubany, szybko rozwija. Trzy tygodnie temu ledwo 1,5 km przebiegł, a dzisiaj już bega po 10. ^^' Dla mnie to niepojęte co Wy wyprawiacie. ;)

      Usuń
  14. ...i wszystko jasne dlaczego taka zgrabna laseczka z Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  15. o kur.. szpagat!

    OdpowiedzUsuń
  16. u mnie to samo było! Cały czas koszykówka i siatkówka, a ja lubiłam grać w nogę.
    łłooo robisz szpagat, super
    Nie lubiłam w-fu w szkole ale przynajmniej zmuszona byłam do robienia czegoś, odkąd go nie ma człowiek zrobił się bardziej leniwy ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wolę jednak ten stan "po-szkolny". Jeżdżę na rowerku, chodzę na zumbę rozciągam się. Przynajmniej nikt na mnie gwiżdże jak na psa... ;)

      Usuń
  17. Ja też jakoś za specjalnie nie lubię , ale kondycje sobie muszę wyrobic ;D

    OdpowiedzUsuń
  18. Dlatego zbawieniem okazało się zwolnienie z wf-u, kiedy dziewczyny po raz setny grały w siatę, ja mogłam w spokoju poczytać książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram!
      Wiem, że WF jest ważny, ale taki, który jest prowadzony z głową, a nie...

      Usuń
  19. Jezus.. Jak czytam te Twoje wiadomości to śmiać mi się chce i z podziwu wyjść nie mogę z jaką tępą osobą mam do czynienia... Nie wiem, szukasz zaczepki w internecie ? Okazji do hejtu ? Na prawdę, powiedzieć, że jesteś przykra to za mało. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam opublikować powyższy komentarz, mimo że jest zupełnie bez klasy. Autorka pisała wcześniej coś o tym jaki to niby wysoki pozom reprezentuje. Jeśli ktoś przeczyta tę wymianę zdań i zainteresuje go geneza, polecam zajrzeć do komentarzy z poprzedniego mojego postu. Z autorką komentarza już dyskutować nie zamierzam, bo to jakby człowiek do głowonoga mówił.

      Usuń
  20. O rany... skąd ja to znam? Od zawsze WF to była moja zmora. Wszyscy mieli same piątki i szóstki na koniec roku, a ja ledwie czwórkę. Robiłam wszystko, naprawdę wszystko,żeby się wykręcić od ćwiczena.
    Teraz z w tym roku zmieniłam nastawienie. Bardzo polubiłam siatkówkę i kosza i zapowiada się, że na koniec roku będe miała piątkę! W końcu.
    Wszystko zaczęło się od tego, że ktoś mnie kiedyś wkurzył, a na WF wyładowałam swoją złość. Okazało się to świetnym sposobem na rozładowanie emocji, a potem zauważyłam, że mam szczuplejsze nogi! Ćwiczenia to naprawdę świetna rzecz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, fajnie, że udało Ci się polubić lekcje WF-u. Bo to naprawdę super, kiedy patrzy się na nie w pozytywny sposób. :) Mnie się to rzadko udawało.

      Usuń
  21. Mnie w-f zniechęcił o sportu;) ale od kilku miesięcy zaczęłam się fitnessować i niedawno zaczęłam pływać i biegać- dla mnie raj;) jestem lżejsza i szczęśliwa;) a
    w-f to złe wspomnienie:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... Ja się rozciągam, odkryłam w marcu zumbę, zimą bardzo lubię łyżwy, latem rowery... A tego na WFie nigdy nie było. Fajnie, że i Ty odkryłaś ulubione sporty.

      Usuń
  22. Łał, zazdroszczę ci takiej gibkości jaką pokazałaś na zdjęciach :) Co do gier zespołowych to raczej za nimi nie przepadam. Nie żebym nie lubiła pracy zespołowej, ale po prostu czasami niektórzy mają za dużą ochotę rywalizacji i wygrywania, kiedy ci drudzy wolą się dobrze bawić. Czasami wcale nie miałam ochoty brać udziału w takich zajęciach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie... Czasem rywalizacja to nie to samo co dobra zabawa...

      Usuń
  23. Co za głupota oceniać Was jak chłopców... Szok a za te Twoje ćwiczenia uwiecznione na zdjęciu dałabym Ci 6 na świadectwie!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje. :* Wiesz, może nie 6, bo nie reprezentowałam w tej dziedzinie szkoły, i nie byłam wybitna w innych dyscyplinach. Ale tak właśnie jak napisałam w notce - chociaż ocena wyżej za wkład własny. :)
      Na koniec szkoły miałam piąteczkę, ale zmienił mi się wuefista.

      Usuń
  24. No, ja zawsze miałam z paniami wuef, więc nie znam bólu, ale w podstawówce, jak byłam, to jeden wuefista miał zawsze z dziewczynami i nigdy na niego nie narzekały, to musiał być wyrozumiały :).


    Ja uwielbiam koszykówkę. Niesamowicie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie jest to takie czytelne w notce, bo nie rozdrabniałam się szczególnie, ale nie o płeć mi chodziło. W gimnazjum miałam babeczkę i było dobrze. Ale w szkole średniej też przez pierwszy rok uczyła mnie kobieta - na świadectwie było chyba 4... W drugiej klasie miałam jakichś mieszanych wuefistów - i tę wcześniejszą kobietę (która uwzięła się na mnie i Na. bo odeszłyśmy z jej koła tanecznego) i mężczyznę i było właśnie to 3. Więc nie chodziło mi konkretnie o płeć. :) Potem jakoś w trzeciej i czwartej klasie z panem było już lepiej i obie z Na. miałyśmy piąteczki. Mało tego, był taki fajny, że pomagałyśmy mu w wypełnianiu dziennika (ilość godzin usprawiedliwionych, nieobecności itp.) klasy, której był wychowawcą. ;)

      Usuń
  25. Jak można oceniać dziewczyny tak samo jak chłopców ?! Masakra.
    Ja o gimnastyce zbyt wiele nie mogę powiedzieć, bo podobnie jak Ty - nie mam jej na wf praktycznie wgl. Ciągle tylko kosz, siata, kosz... Siata mi nawet pasuje, ale za koszem nie przepadam ;) Kiedyś trenowałam piłkę nożną i teraz żałuję, że przestałam.
    Jej, umiesz zrobić szpagat? Jak długo ćwiczyłaś i jakie robiłaś ćwiczenia? ;) Kiedyś marzyłam o tym, żeby zrobić szpagat <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chcesz nauczyć się robić szpagat, to najważniejsza jest systematyczność. Nie potrafię nazwać ćwiczeń, które wykonuję, bo robię je instynktownie, sama je sobie wymyśliłam, zapożyczyłam z rozgrzewki na lekcjach WF, dojrzałam na YT. Np. siadam sobie w rozkroku, staram się dotknąć głową każdego z kolan, dłońmi dotknąć stóp, wyprostować nogę i zrobić szpagat w staniu (oczywiście na początek tylko próbować).

      Możesz sobie liczyć - każde ćwiczenie przetrzymuj np. przez 10 sekund i powtarzaj pięciokrotnie. Zauważysz, że powtarzając już trzeci raz to samo ćwiczenie już jest różnica i sięgasz dalej, głębiej, niżej itp. Bardzo ważne jest to, aby zamieniać też nogi. Pierwsza seria na lewą nogę - 10 sekund i potem pierwsza na prawą - też 10 sekund. Druga na lewą i potem druga na prawą, aby mięśnie miały czas na chwilę odpoczynku.

      U mnie ćwiczenia wychodzą spontanicznie, bo czuję, które mięśnie jak muszę rozciągnąć. Polecam włączyć sobie jakiś tutorial właśnie na YT. Tak naprawdę chodzi o to, by znaleźć na to co najmniej 15 min. dziennie zawsze pamiętając o dobrej rozgrzewce na nogi (dlatego taki fajny jest stretching po treningu - czyli rozciąganie po wykonywaniu wcześniej innego sportu). Można też co drugi dzień po 30 min.

      Mnie zrobienie szpagatu zajęło około miesiąc, ale nie ukrywam, że jestem jakoś tak zbudowana, że jest mi łatwiej - niektórzy szybko biegają, a ja szybko się rozciągam.

      Co najważniejsze, musisz poczuć napięcie mięśni podczas rozciągania, ale nigdy nie doprowadzaj do bólu. Czasem jednak można się niechcący przeforsować i coś się lekko naciągnie, wtedy zrób przerwę nawet na tydzień - aż ból ustanie całkowicie. Nie jesteśmy przecież w balecie, aby cierpieć jak profesjonalistki. ;) Gdybyś po pierwszej serii ćwiczeń miała duże zakwasy też zrób kilka dni przerwy, niech znikną, bo tak naprawdę będzie hamował Cię ból i niewiele zdziałasz. Jeśli wiesz, że te zakwasy będą na bank, a jesteś zdeterminowana - zafunduj sobie 30 min. porządnego rozciągania pierwszego dnia, aby zakwasy pojawiły się tylko raz. Potem jak już znikną (pewnie po 3-4 dniach) już nic nie będzie Ci straszne.

      Usuń
  26. Gratuluję!!!:) Mam nadzieję, że i mnie spotka moment, kiedy pracodawca zawalczy o moje miejsce w jego firmie.

    Dzisiejsza rozmowa, to była jakaś parodia, i nie miała nic wspólnego z prawdziwą rozmową kwalifikacyjną, czego mówiąc szczerze się spodziewałam.
    Intuicji jednak trzeba się słuchać :)

    Moja pierwsza rozmowa kwalifikacyjna była bardzo przyjemna, zostałam od ręki zatrudniona i do tej pory wspominam tą firmę z łezką w oku, przepracowałam tam dwa lata. Niestety szef żył ponad stan i firma poległa.

    W następnej przepracowałam kolejne dwa i psychicznie byłam na wykończeniu, wielu moich znajomych chwaliło sobie pracę w sieciówce. Być może, ale trafiłam na franczyzę i do tej pory się krzywię. Brak szacunku dla pracownika urósł tam do szczebla 100%, a jakiekolwiek słowo sprzeciwu kwitowano "Nie podskakuj bo Cię zwolnię, na Twoje miejsce jest 1500 innych osób". Grafik tworzony z tygodnia na tydzień, nadgodziny które znikały bo przecież "Ja nie pamiętam żebyś je miała", czy nadużycia, były na porządku dziennym.A poza tym wiele, wiele innych rzeczy,o których pisać nie powinnam.

    Teraz, po przeprowadzce, po raz kolejny szukam pracy, ale bez stresu. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
    Nie mam też zamiaru brać pierwszej, lepszej pracy, która się nawinie. Trza znać swą wartość.

    I właśnie dziś, popołudniem, znalazłam interesujące, i dość zgodne z moim doświadczeniem, ogłoszenie :)
    W branży HR, tak więc nic tylko składać i być pozytywnej myśli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) Ta Twoja rozmowa to naprawdę hardcore! Szczerze? Trochę bym się może nawet tego miejsca wystraszyła.

      Co do tej sieciówki, widać, że tam po prostu panował mobbing...

      To prawda, że jak już posiada się jakieś doświadczenie (w Twoim przypadku to 4 lata - w tak młodym wieku to naprawdę super wynik!), to już nie tylko zna się swoją wartość, ale się ją jeszcze ma. Bo bez doświadczenia (jakiegokolwiek) nic się nie zdziała i nic się nie znaczy dla pracodawcy. Taka smutna prawda.

      Mnie podjęcie tej pracy pomogło posiadanie półrocznego stażu w biurze miejscowego domu kultury oraz zatrudnienie, z którego nie planuję wciąż rezygnować - jako seo-copywrter. Pracodawcę zainteresowało to, że regularnie od 1,5 roku piszę teksty dla internetowej firmy na różne tematy. Także miło. A samą pracę będę raczej oceniać dopiero po okresie próbnym. :)

      Usuń
  27. a ja całkiem lubię sport, choć jestem w nim beznadziejna :D jeżdżę na nartach i czasem bawię się w aerobik, to mi wystarcza. z Twojego sportu najbardziej podobasz mi się Ty :D

    OdpowiedzUsuń
  28. Zbyt ciekawska byłam, żeby się bać ;) chociaż całe przedsięwzięcie bardziej wyglądało mi na casting do burdelu.

    Niestety tak, w związku z czym po prostu się z niej zwolniłam.

    A i nawet moje doświadczenie jest często dla nich za małe, co mnie ogromnie smuci. Zazwyczaj też wymagają doświadczenia w jakiejś konkretnej dziedzinie, a jeśli go nie masz, zakładają, że sobie nie poradzisz.

    Pracujesz jako seo-copywriter? Wow! Zazdroszczę! :D

    Interesuje mnie stanowisko copywritera w branży reklamowej, stąd od października planuję zacząć studia w tym kierunku.
    Przyszłość czeka :D
    Ale gdyby mi się udało dostać do HR, to też bym nie narzekała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam ostatnio zakręcony tydzień. Kiedy tylko podjęłam nową pracę, odezwała się do mnie pani właśnie z branży HR. Wysłałam do niej trzy razy swoje CV wraz z listem motywacyjnym, bo ogłoszenie cały czas było aktualizowane. No i odezwali się po... dwóch tygodniach. Okazało się, że płacą za wyniki, a niekoniecznie za miesiąc, na co bym się i tak nie zgodziła w efekcie. Ale samo zajęcie się tym byłoby ciekawe - no i możliwość zdobycia fajnego doświadczenia... Mało tego, odezwali się także do mnie twórcy jakiegoś portalu informacyjnego, abym była ich redaktorem. Ale to też nie to samo co umowa o pracę...

      A jakie konkretnie studia chcesz obrać? Jakieś doradztwo personalne czy coś w tym stylu?

      Usuń
  29. Bardzo dziękuję Ci za rady :) Muszę wziąć się w garść, jakoś zmotywować i zacznę ćwiczyć. Jestem pewna, że będę miała zakwasy, więc zrobię tak jak mówisz. Pierwszego dnia będę ćwiczyć około 30 min., żeby mieć zakwasy, a potem już się nimi nie martwić :D
    Dziękuję za obserwację + również obserwuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz sobie też robić zdjęcia, żeby porównywać ile brakuje Ci do szpagatu. Jak zobaczysz i poczujesz efekty, będzie też większa motywacja.

      Usuń
  30. Nigdy nie przepadałam za wuefem, ale ćwiczenia staram się wykonywać każdego dnia.
    Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :) Słabo, że nie docenili Twoich umiejętności, ale w sumie taka jest szkoła... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie, że ćwiczysz regularnie. Mnie nie zawsze się to udaje.
      Masz rację, takie są uroki podstawy programowej wymyślanej przez ludzi bez wedzy dotyczącej kształcenia.

      Usuń
  31. wow, aleś powyginana :)) ja miałam całe gm i liceum siatkę.. nie cierpię grać w siatkę od zawsze, uwielbiam kosza, ale niestety nigdy nie było go na zajęciach, a pograłabym oj pograła nawet teraz :))

    OdpowiedzUsuń
  32. Ja jestem w gimnazjum i szczerze mówiąc w-f zawsze bardzo lubiłam i szłam na tę lekcję z przyjemnością (mimo nie najlepszych predyspozycji). Ale tak było w podstawówce, gdy mój wfista nie oceniał każdego tak samo. Bieg na długi dystans? Pan mierzył czas we Wrześniu , a w maju po wielu miesiącach ćwiczeń oceniając każdego brał pod uwagę czas z września. To było miłe bo nikt nie czuł się dyskryminowany. Oprócz tego na wf graliśmy zarówno w kosza,nogę,piłkę ręczną,siatkówkę,planta. Po za tym co roku przez okres zimowy-zazwyczaj styczeń i luty-mieliśmy gimnastykę i tu też nikt od nikogo nie wymagał zbyt dużo... A w gimnazjum gramy tylko w planta, czasami w piłkę ręczną, gimnastyka to tylko jedna lekcja przygotowanie, druga zdanie. Jak mieliśmy np.przewroty i jedna dziewczyna nie umiała to nie wytłumaczyła jej co robi źle ani nic. A koleżanki pokazały co i jak i dziewczyna się nauczyła! Ale czy to nie rola nauczycieli wytłumaczyć? Mam wadę serca i jestem zwolniona z ciężkich ćwiczeń. Przy wystawieniu ocen śródrocznych zawsze mówi, że mam za mało ocen i obniża mi za to o jeden stopień! Hello ja mam zwolnienie od kardiologia, jak mam za mało ocen to niech oceni mi np.skok w dal, rzut piłką lekarską! Teraz wf po prostu nie lubię

    OdpowiedzUsuń
  33. O kurcze robisz szpagat, musisz być dobrze rozciagnieta, i super sukienka, w ogóle wszystko świetne :)
    ja to z gimnastyki najwięcej wspolnego mam z rowerem i bardzo lubię jeździć, nie mogę doczekać się, kiedy bedzie cieplej, żeby go znowu wyciągnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Jako facet zgadzam się.
    Sam nienawidzę sportów drużynowych. I grać, i oglądać.
    Takie sporty tylko stępiają wrażliwość. To nie mój styl, nie mój świat. :)
    A jeśli już koniecznie (chociaż sportu w ogóle nie znoszę, z tych samych powodów co autorka) to raczej coś nieagresywnego. :)

    OdpowiedzUsuń