wtorek, 22 stycznia 2013

O tym, czego być nie powinno...




Podczas czytania wielu podsumowań rocznych czy to na facebooku, czy na blogach, zauważyłam wiele opinii na temat liczby przeczytanych książek (nie chodzi mi o blogi, które zajmują się recenzjami, bo to naturalne, że podsumowanie lektur jest ich tematyką). Sama uwielbiam literaturę, ale natknęłam się na ciekawe komentarze – zwłaszcza na facebookowej stronie BiblioNETki. Otóż pojawił się temat dotyczący "statystycznego Polaka, który czyta jedną książkę rocznie". Nagle obudziło się mnóstwo osób, które chyba za cel honoru ustaliły, że trzeba się pochwalić możliwie największą liczbą przeczytanych w poprzednim roku książek i dopisać jeszcze coś w rodzaju (parafrazuję): "W tym roku tylko 80 – wiem, mało". Szczerze? Ile ja bym dała, aby mieć tyle czasu by móc przeczytać przynajmniej jedną książkę tygodniowo. 

BiblioNETka z chęcią narzuca, że wynik przyzwoity to właśnie jedna książka tygodniowo, zatem powinno się mieć na koncie około 52 rocznie. Jednak zastanówmy się: czy tu faktycznie chodzi o liczbę? Ktoś, kto przeczytał siedem książek liczących prawie 1000 stron przeczytał mniej niż ten kto ma na koncie pięćdziesiąt liczących po 100 stron? Nie rozumiem tego, naprawdę. Pod owym postem zawrzało od licytacji. A gdzie natomiast mowa o jakości? Czy czytanie płytkiego Coelho można porównać do pochłonięcia Biblii lub nawet „Pięciu lat kacetu” – książki traktującej o obozie koncentracyjnym, przedstawiającej konkrety, a nie farmazony? Nie sądzę.

Nigdy nie miałabym czasu na przeczytanie tylu książek rocznie. Nie wiem co robią w życiu ci, którzy czytają tak wiele. Oprócz pochłaniania literatury, oczywiście. Sama mam dość szybkie tempo czytania. Jednak jeśli pięć godzin dziennie zajmowały mi praktyki, dodatkowe cztery godziny to była praca (dodać oczywiście czas na piesze przemieszczanie się), potem trzeba było się pouczyć lub pójść na wykłady, nie ma czasu na lekturę (a przynajmniej tę z własnej woli, niezwiązaną ze studiami), bo brakuje doby. No i jeszcze co z literaturą do pracy licencjackiej, której nigdy nie pochłania się w całości? To literatura niepoliczalna. Jeszcze przydałoby się ogarnąć siebie, pokój (lub dom). Poza tym nie uważam, że zanurzanie się w lekturę na rzecz zaniedbywania kontaktów międzyludzkich byłoby lepsze. Owszem, książki to coś niesamowitego, ale chyba nie chodzi o to by stać się odludkiem. Bez obrazy, ale mając na koncie jedną książkę tygodniowo (zakładam, że jest to lektura przyzwoita, licząca co najmniej 300 stron), trzeba nie mieć żadnych obowiązków w domu, nie pracować i nie mieć znajomych. Z samą szkołą dałoby się to jako tako pogodzić, owszem.

I jeszcze jedno: nie wierzę w kurs szybkiego czytania. Rzecz w tym, że bardzo często kiedy rozmawiam z kimś o przeczytanej książce kto niby po takim kursie jest, często nie pamięta on wszystkich szczegółów. Nagle okazuje się, że fan Pottera nie wie w kształcie czego była blizna na kolanie Dumbledore'a, kiedy zaś podobno książkę przeczytał kilkanaście razy. Fakt ten był dla niego niezrozumiały, bo był pewien, że chodzi o dworzec King's Cross. Uważał ten wątek za niedokończony i wręcz spędzający mu sen z powiek. Ja czytałam raz i wiem doskonale o co chodzi… Rozumiem, że mógłby mu wypaść z głowy fakt z "Kafki nad morzem" Murakamiego, która bywa książką nieco zagmatwaną, ale Rowling pisze nad wyraz jasno. Za to kochają ją wszyscy. Nie wątpię, że są osoby, które z takiego kursu skorzystały – moja była polonistka czyta bardzo szybko i ze zrozumieniem. Jednak naprawdę niewielu może sobie na to pozwolić. Nie raz profesorowie na uczelni z nazwiska wymieniają tych, którzy literaturę przeczytali za pomocą umiejętności zdobytych na kursie.

Jeśli się mylę, proszę mnie oświecić. :) Nie jestem hermetyczna i potrafię zmienić zdanie, jeśli się użyje przeciw mnie dobrych argumentów. Książki są niesamowite, ale czy właśnie o taką niezdrową licytację chodzi? Zwracam się do osób, które LICZĄ lub liczą i mają na koncie owe 52 (i więcej) książki rocznie. Zastanawia mnie jak obszerne są to tytuły, jak godzicie to z obowiązkami szkolnymi i domowymi, które ma każdy, z ewentualną pracą oraz z przyjaciółmi.

34 komentarze:

  1. BiblioNETka jako taka niczego nie narzuca. :) To tak w kwestii "BiblioNETka z chęcią narzuca, że wynik przyzwoity to właśnie jedna książka tygodniowo, zatem powinno się mieć na koncie około 52 rocznie." Czym innym zupełnie jest to co sądzą użytkownicy i sympatycy serwisu, a czym innym pogląd redakcji serwisu. :)

    Prywatnie sądzę, że można sporo czytać i godzić to z obowiązkami, zwłaszcza jak się człowiek przekona do audiobooków. Podczas prasowania, gotowania obiadu czy pracy w ogródku posłuchanie sobie książki jest jak znalazł. Osobiście nie liczę ile książek przeczytałam albo przesłuchałam w ciągu roku. Nie jest mi to do niczego potrzebne, ale sądzę że to, czyimś zdaniem, przyzwoite 52 osiągnęłam, a może nawet podwoiłam. A jak do tego dodam różności przeczytane dzieciom to już w ogóle wyjdzie imponująco. I co z tego? Zupełnie nic.

    Może niektórym to liczenie pomaga, działa mobilizująco. Jeśli tak jest to chyba też dobrze.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niejasno się wyraziłam, ale chodzi mi o jakiekolwiek uściślenie liczby, co według mnie jest bez sensu.

      Słuchanie audiobooków to nie jest czytanie. :) Jeśli tak by było to trzeba byłoby sobie doliczyć jeszcze każdą audycję w radio. ;p

      Książki dla dzieci zazwyczaj obszerne nie są. Wiesz, jakbym połączyła codzienną prasówkę, to też by wyszło imponująco. :) Miałam praktyki z dzieciakami i uważam, że mają problem z wysłuchaniem w całości nawet "Czerwonego Kapturka", którego przeczytałam w jakieś 7 minut. Ba... Kiedy omawiałam z nimi "Dzieci z Bullerbyn" ich zadaniem było przeczytać jeden rozdział w domu, a jeśli nie zdążą, to mieli im doczytać rodzice (było tam chyba z 9 stron, a dzieciaki wiedziały o tym od tygodnia) - połowa klasy znów dostała uwagi za nieznajomość lektury. Owszem, pewnie dzieciom się czyta, ja jako dziecko mogłam słuchać godzinami, ale większość się nudzi np. po jednej baśni.

      Moim zdaniem to liczenie nijak ma się do mobilizowania.
      Nie muszę się mobilizować do pisania bloga, bo wiem, że napisałam już tyle postów... :D Nie mobilizuję się do częstszego oglądania telewizji dlatego, że w tamtym tygodniu oglądałam bardzo często lub za mało. :D Nie wypożyczam w tym miesiącu więcej filmów, bo w tamtym obejrzałam mniej... Nie wiem... Po prostu uważam, że jak się coś lubi robić, to robi się to bez względu na to ile się temu poświęciło wcześniejszego czasu. Po prostu jest dla mnie pojęciem względnym stwierdzenie ile się przeczytało książek, bo porównuje się liczbę tytułów, a nie stron i tematu. A tego się nie da porównać.

      Usuń
    2. Słuchanie to też jest czytanie. I na pewno przesłuchanie np. "Wojny i pokoju" to nie to samo co słuchanie audycji radiowych. Gdybym chciała liczyć książki, z którymi się zapoznałam w zeszłym roku, to czemu miałabym nie liczyć i tego audiobooka? Inna sprawa, że audiobooki, nie każedmu pasują, nie każdy może się skupić słuchając itp.

      Oczywiście, że książki dla dzieci najczęściej grube nie są, więc nabicie sobie licznika przy lekturze "Poczytaj mi, mamo" to żadna sztuka.

      A z tym, że może liczenie kogoś motywuje to miałam na myśli to, że w akcji 52 książki rocznie o to chyba chodziło - czytam jedną książkę tygodniowo, żeby w ciągu roku osiągnąć te 52. Niektórych motywuje dopiero konkretny cel, nie samo postanowienie, że teraz będę czytać więcej.

      Ja myślę, że chore jest liczenie i czytanie na akord, ale tak samo chora jest duma z tego, że się nie czyta, a takie postawy też nierzadko się spotyka. Ot, rzecz w proporcjach, jak zawsze. :)

      Usuń
    3. Wciąż będę się upierać, że słuchanie to nie czytanie. :) Sama osobiście nie mam nic przeciwko audiobookom, ale wyobraźmy sobie, że uczniowie słuchaliby zamiast czytać lektury szkolne. Po co zatem uczyć się czytać, kiedy można posłuchać? Słuchanie nie rozwija tak samo jak czytanie.

      Audiobooki są OK, ale nie uważam, że należy je wliczać w pulę "przeczytanych" książek. Chyba, że zalicza je ktoś do "poznanych", a nie "przeczytanych".

      Nawet przeczytanie "Lokomotywy" uważam za coś bardziej wartościowego niż odsłuchanie "Wojny i pokoju". :D

      Usuń
  2. Ja też już nie raz sparzyłam się na tak zwanych "przyjaciołach", przez co coraz mniej ufam ludziom. I niestety kiedy ja płaczę, i chcę być z tym sama, to mój chłopak wypytuje mnie póki ze mnie tego nie wydusi. To trochę nie fajne, bo tłumaczyłam mu już że wolałabym posiedzieć sobie z "tym" sama. Tak samo już nie raz dostałam "po dupie" jednak jakoś nie potrafię się po tym podnieść. Bo w moim przypadku lepiej motywują mnie komplementy, bo później obawiam się że kogoś zawiodę spadając z określonego poziomu, niżeli mieliby wypominać mi błędy, bo wtedy się poddaję...
    Też nie wierzę w te kursy szybkiego czytania, i również wiele bym dała za czas wolny, aby przeczytać chociaż tą jedną książkę w tygodniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. daj spokój, jak ktoś czyta wszystkie harlekiny, zmierzchy i Greye to przeczyta te 50 książek rocznie, ale czy go to wzbogaci? nie ilość, a jakość! :) ja czytam dość mało książek, pewnie z 10 rocznie, ale nie uważam się za osobę ograniczoną w żaden sposób :p czytanie blogów również wzbogaca i otwiera oczy :D
    ja czytam szybko, koło 100 stron na godzinę, a potem nic nie pamiętam, więc to jest słaba opcja :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie tempo czytania zależy od danej książki. Kiedy książka mi się podoba, potrafię właśnie pochłonąć ze 100 stron w nieco ponad godzinę, ale książki nietrafione wertuję, wertuję, czytam i strasznie mi się ciągnie, denerwują mnie i co chwilkę patrzę ile mi jeszcze zostało do końca. Nie wiem czy bym 30 stron chociaż w tę godzinę przeczytała... Są po prostu książki, po których się płynie, a są i takie które nie trafiają w nasze gusta, ale chce się je skończyć "dla zasady". Przynajmniej ja tak mam. :)

      Usuń
    2. Ja czytam dużo artykułów na blogach, ale książki też bardzo lubię.:D Czasem zdarza się poczytać coś lekkiego, żeby oderwać się od codzienności.. Też muszę skończyć książkę "dla zasady" mimo, że nie jest bardzo wciągająca.. Tak już mam.:D Jak zacznę czytać to muszę skończyć.:P

      Usuń
  4. Ostatnio też ubolewam na chroniczny brak czasu na czytanie książek, co uwielbiam. Jednak ostatnio musiałam przeczytać jakieś 50 w miesiąc na olimpiadę, jednocześnie czytać lektury, żeby nie porobić sobie zaległości, że straciłam ochotę w ogóle na czytanie.

    Ludzie powinni w ogóle czytać, nie dla ilości, ale dla takiego ogarnięcia. Tak myślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, współczuję. A jak poszła olimpiada? Przymus czytania książek nie jest dobry, bo jakby nie było - nie każdemu odpowiada wszystko. No i może człowiekowi literaturę obrzydzić.

      I to prawda: czytanie jest ważne. Zasadniczo po jednej rozmowie z kimś łatwo rozpoznać kto czyta, kto czytuje, a kto nie czyta w ogóle...

      Usuń
    2. Nieźle, dostałam się do drugiego etapu, dzięki :). No właśnie, nie lubię czytać czegoś, do czego jestem zmuszona, zazwyczaj mi się i tak ta książka nie spodoba.

      Taaak, żebyś wiedziała. Ja obracam się niestety w towarzystwie całkiem nieczytających 0.-

      Usuń
  5. Ciekawy poruszyłaś temat. Licytowanie się na książki pachnie mi zawsze niezdrowym przechwalaniem a może i przekłamywaniem dla wzmocnienia liczby przeczytanych książek. To czy ktoś przeczytał ich 100 a ktoś 1 nie ma dla mnie żadnego znaczenia, bo jak komuś chciało się przeczytać książkę od A do Z, to również należy docenić.
    Ja czytam dużo, ale w życiu nie przyszło mi do głowy żeby chwalić się tym w internecie... bo komu i czym tu się chwalić? Przecież czytamy dla siebie a nie dla wyniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! Nie mam nic przeciwko czytaniu dużej liczby książek. Jak ktoś to godzi ze swoimi obowiązkami to dobrze, że dużo czyta. Choć ostatnio dowiedziałam się, że mój brat zna dziewczynę, która na koncie ma chyba 537 książek rocznie, ale pracowała w bibliotece, a teraz jest pracownikiem i recenzentem w Empiku - już chyba we wszystko uwierzę. Ale z tego co wiem, dziewczyna bywa dziwna. :) Choć też się tym nie chwali - dopiero zapytana powiedziała, że sobie liczy. Nigdzie się z tym nie obnosi. Choć właśnie w takiej okoliczności zastanawia mnie jak ona to godzi z "normalnym" życiem. :)

      Usuń
  6. Już nie raz próbowałam, ale to nie daje oczekiwanych efektów. No ale nic, zawsze musi być jakaś chociaż niewielka przeszkoda. Przynajmniej ja często nie nie wpadam.

    OdpowiedzUsuń
  7. ja niestety w ciągu roku szkolnego mam mało czasu na czytanie, tylko przerwy, święta itd. szkoda,ponieważ kocham książki
    xoxo
    LLx

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się. To już przesada i zaczyna człowieka denerwować. Każdy niech wyrabia swoją normę, czytanie to nie jakas dyscyplina. czyta się z miłości do książek a nie do portali...

    OdpowiedzUsuń
  9. Też lubię czytać i też nie mam na to czasu ;x A chciałabym, zamiast lektury (tego akurat nie lubię w większości wypadków ;3) poczytać różne inne ciekawe książki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Widziałam tego typu komentarze - są zarozumiałe po prostu :)

    Sama inicjatywa 52 książek (nie wiem skąd się wzięła, ale na różnych portalach była o niej owa) jest fajna. Choć to zrozumiałe że nie każdy ma czas, czy chęć wkręcić się i hurtem 100 stron ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza jeśli ktoś ma pecha i nie trafia na swoje tytuły. Przykładowo często czytam recenzje, podoba mi się dana historia, ale kiedy przychodzi co do czego, jest według mnie tak drętwo napisana, że szok... Mam zaczęte dwie książki, których nie mogę skończyć i jeśli mam okazję, zaczynam inne. Te czekają na "lepsze czasy".

      Usuń
  11. Chyba brak mimiki twarzy robi z jej urody oryginalną. Zresztą, jak kto co lubi. Ja uważam że skoro Śnieżka miała być ładniejsza od macochy, to skoro już Stewart miała być Śnieżką, powinni brzydszą macochę wybrać. Chociaż nie wiem czy (moim zdaniem) by się udało.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeżeli chodzi o mnie, to powiem tak: Czytam, bo lubię. To, co godne uwagi i ciekawe czytam dokładnie, starając się zrozumiec jak najwięcej i wyłapać maksymalnie dużo szczegółów. A nawet, gdy książka nie jest zbyt ciekawa, to staram się wyłapać z niej jakieś pozytywy. Przeważnie nie czytam na siłę, bo co to za przyjemność, gdy człowiek się zmusza. Unikam lektur jak ognia, choć czasem zwykłe przekartkowanie wystarcza...
    To nie zawody;) Każdy powinien czytać książkę "dla siebie" i dlatego, że faktycznie go ona interesuje, a nie z powodu jakiejś mody obowiązującej czy to wśród blogerów, czy innych grup zainteresowanych. Czasem są książki, przy któych trzeba rzeczywiście przyhamować, zastanowić się, czy przemyśleć kilka spraw, poszukac jakiejś analogii, wyciągnąć wnioski. A czytanie, żeby "nabijać" sobie kolejne tytuły na listę... Jak dla mnie to nie o to tu chodzi:) Szczególnie, gdy ma się jeszcze jakieś życie towarzyskie i rodzinne;) CO nie zmienia faktu, że książka jest fajną formą odcięcia się od otoczenia, jeśli człowiek rzeczywiście tego potrzebuje :)

    OdpowiedzUsuń
  13. uwielbiam czytać, tylko ciągle brak czasu i mogę to robić tylko we ferie czy wakacje, niestety :/

    OdpowiedzUsuń
  14. Śmieszne zdjęcie ;p

    http://teenagers-troubles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Wolno czytam, nawet nie wiem, ile książek mam za sobą w 2012 roku. Serio, ludzie mają takie problemy, ile książek przeczytali? Zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
  16. No, na pewno mogę przyznać że jest znacznie lepiej niż było kiedyś. Bo jestem w stanie wyjść z domu, a nawet pójść do innego sklepu niż samoobsługowy. Bo miałam z tym niesamowite problemy. Mam nadzieję że teraz będzie tylko lepiej, ale najgorsze jest to, że uzależniłam się od leków...

    OdpowiedzUsuń
  17. Całkowicie się z tobą zgadzam ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Prawdę mówiąc, nie spotkałam się jeszcze z takim lansem na ilość przeczytanych książek. Zjawisko idiotyczne, no ale nie wiem, może ja po prostu nienawidzę obnoszenia się czy to z czytaniem, czy wręcz przeciwnie - książkowstrętem, czy jeszcze czymś innym. Niech czytają nawet po sto książek, niech coś im zostaje w głowach, amen.

    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Eheh, sweet image!
    Thanks for the lovely comment dear =)
    XOXO
    Ylenia

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja właśnie też! Jak ja się tam dobrze czułam! Po prostu masakra! Tak bardzo chciałabym tam mieszkać! I to jest tak nie daleko mojego domu!

    OdpowiedzUsuń
  21. mi niestety też czasami się zdarza iść z jeszcze wilgotnymi włosami spać, a przecież mokrych nie zwiążę, więc robię podwójny błąd :/ to wszystko przez brak czasu...

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo lubię czytać, na moim blogu można znaleźć kilka recenzji.. Jednak niestety ostatnio brakuje mi na to czasu. Jest wiele ważniejszych rzeczy, na które muszę poświęcić wolne chwile. Nie liczę przeczytanych książek, jakoś nie odczuwam takiej potrzeby.:P

    OdpowiedzUsuń