Za
oknem ciemno, zimno i smutno, dlatego chyba naszła mnie chwila ciepłej refleksji.
Zasadniczo zima mi nie przeszkadza, ale jako że moje ulubione zimowe botki już
strajkują i rozklejają się przez przedawkowanie soli, chyba z chęcią
powitałabym już wiosnę… Zwłaszcza, że w Japonii na dobre jest już hanami, a
kraj posiada zbliżony do naszego klimat. Chciałabym, aby drzewka pokryły się kwiatami
także w Polsce. Przedłużona zima obudziła we mnie ciepłe wspomnienia z
dzieciństwa, którymi chciałabym się z Wami podzielić.
Nie
wiem jak było lub jest u Was, ale zawsze kiedy wracałam po wakacjach do szkoły
w podstawówce nasłuchiwałam się jak wielu moich kolegów wyjeżdżało nad morze, przemierzało
górskie szlaki turystyczne, bywało na mazurach. Jeśli o mnie chodzi, mimo że
pochodzę z Pomorza Zachodniego, morze pierwszy raz zobaczyłam jako nastolatka.
W górach byłam tylko w sanatorium jako 4- i 5-latka po dwa miesiące, ale nie
tak wyobrażałam sobie tę podróż. Wiele z niej pamiętam, ale na pewno nie góry.
To tak jakby ktoś przyjechał do Szczecina zobaczyć morze. ;) Mazury również nie
były dla mnie osiągalne. Jednak nigdy nie uważałam, że moi koledzy mieli lepsze
wakacje od moich.
Co
rok od moich pierwszych wakacji (czyli po zakończeniu roku szkolnego w klasie „0”)
jeździłam na wakacje do babci. Tak się utarło, że jechałam „do babci”, ale
razem z nią mieszkała ciocia E. i dwóch moich kuzynów: B. – w moim wieku i M. –
trzy lata starszy. W dwupokojowym mieszkaniu. W owym mieszkanku zatem w wakacje
mieściło się sześć osób, ponieważ przyjeżdżałam razem z bratem bliźniakiem -
Adamem. Co takiego można robić na wsi? Moim zdaniem wszystko to, czego nie można
robić na wykupionych wczasach, ale co chcą robić dzieci.
Ciocia
E. zawsze lubiła wędkowanie, nauczyła tego swoich synów, zatem kiedy razem z
bratem zaczęliśmy przyjeżdżać do nich, nas również nauczyła. Co z tego, że
nasze pierwsze wędki nie miały kołowrotków i posiadały ręcznie robione przez
ciocię spławiki z łabędzich piór? Zabawa była przednia.
Czy
ktoś z Was uczył się chodzić na własnoręcznie wykonanych szczudłach? Szczerze
powiedziawszy dla mnie samo tworzenie owych szczudeł było lepszą zabawą niż
nauka chodzenia.
Mieliśmy
szałas. Wykonałam go z Adamem i B. Naprawdę był to szałas z prawdziwego
zdarzenia: w lesie, z wyznaczonym miejscem na ognisko wewnątrz, z półeczką na
zapałki, sól, papier do rozpalania ognia. Kiedy padał deszcz, nawet kropelka
nie przedostawała się do naszego schronienia, a pieczone ziemniaki ówcześnie skradzione
z pola mojej drugiej ciotki smakowały jakby o niebo lepiej. Pamiętam jak wspomniana
ciotka przyszła do szałasu (swoją drogą wszystkie wieści o naszych wyczynach rozchodziły się po wsi z prędkością światła, a inne dzieci często nas naśladowały lub dołączały się do zabawy) i zapytała skąd mamy warzywa. Wytropiła ślady korkotrampków,
a takie na wsi miał tylko mój brat. :D Kłamaliśmy w zaparte. :D
Pływaliście
na tratwach? My pewnego dnia wpadliśmy na taki pomysł. Oczywiście tratwy trzeba
było najpierw wykonać. Nacięliśmy mnóstwo drewna w lesie – tak, tak.
Jedenastoletnie dzieci buszowały po lesie z siekierą. Owszem, wiedzieliśmy, że
nie wolno... Wykonaliśmy trzy tratwy, dla każdego po jednej. Materiały? Gałęzie, butelki plastikowe
i worki. Babcia długo nie mogła przeboleć, że zamiast pójść do kościoła na odpust, my tłukliśmy się młotkami i siekierami w szopce. "Ludzie przecież ze mszy wracają, co za wstyd!" - krzyczała babcia. ^^' Taaak, przekrzyczała nasz hałas. Wszystkie tratwy zostały ochrzczone i zwodowane. Tiaaa, ciągnęliśmy
je przez całą wieś, las i pola na stawek. Każdą po kolei. Łagodnie mówiąc: do
najlżejszych nie należały. Ale jakaż to była satysfakcja kiedy się okazało, że wszystkie
są wyporne, żadna nie tonie i każda jest bezpieczna. Ciocia wykonała nam
specjalne foliowe wdzianka, abyśmy się nie pochlapali za bardzo wodą z wioseł,
bo wiadomo jaka pogoda może mieć miejsce latem. Upałów wtedy nie było. Owe
tratwy (albo może to jednak nasze teletubisiowe stroje) robiły furorę wśród miejscowych wędkarzy, którzy łowili z kładek, kiedy
my przemierzaliśmy środek stawu. Duma nas rozpierała. ;) Do czasu aż ktoś nam
naszych tratw pozazdrościł i najzwyczajniej w świecie ukradł.
O
domek na drzewie również zahaczyliśmy, ale to nie było tak spektakularne. ;)
Przede
wszystkim niesamowite wspomnienia zawdzięczam cioci. E. Zawsze miała dla nas
czas. Kiedy było naprawdę ciepło, rano
szybko gotowała obiad, my sprzątaliśmy i przed południem już byliśmy nad
jeziorem oddalonym o jakieś dziesięć kilometrów, oczywiście jechaliśmy rowerami
przez pola ścieżkami, które przypadkowo wyjeździł traktor pośród kłosów
pszenicy. Spacery po łąkach, lasach, gdzieś na bagnach, nocowanie w namiocie
przez całe lato, ogniska do późnych pór nocnych – wspominam to naprawdę dobrze. Wiecie,
że zieloną żabę da się oswoić i sprawić, że będzie nam jadła z rąk? Czy wiecie,
że piękną figurę jelenia można zrobić z kilku rur, sprężyn ze starej kanapy, butelek
plastikowych, gliny i mchu? Widziałam, brałam w tym udział choć nie odgrywałam
głównej roli. Nauczyłam się improwizować. Owy jelonek stoi w babcinym ogródku do dnia dzisiejszego.
Z
obecnego punktu widzenia twierdzę, że dzięki cioci E., która nie
starała się nam odradzać naszych pomysłów; która wciąż pamiętała jak to jest być
dzieckiem i nigdy nie wyrzekła się tego dziecka, które cały czas tkwiło gdzieś wewnątrz niej, naprawdę mam
niesamowite wspomnienia, których nie oddałabym nawet za jakąś tam Majorkę. I z mojej obecnej wiedzy wynika, że była dla mnie
niesamowitym „wychowawcą”. Oczywiście, że ciocia brała udział w każdej naszej
głupawej zabawie. Nie kradła z nami ziemniaków czy nie rąbała drewna w lesie,
ale tratwy najpierw dokładnie obadała, do szałasu przychodziła z ziemniakami,
abyśmy już nie kradli kiedy jej powiedzieliśmy o incydencie z drugą ciotką –
swoją drogą, która żałowała własnym siostrzeńcom paru kartofelków. Naprawdę to były
fajne czasy, kiedy nie robiło się z dzieci niemądrych ciamajd. Dziś mam wrażenie,
że niektórzy najchętniej nawet prawie nastolatki uwiązaliby na sznurku, żeby
się za bardzo nie zbliżyły do jeziora albo nie wykąpały w zbyt zimnej rzece. Ja
zaś kąpiele w lodowatej rzece uwielbiałam swego czasu. Nad rzekę oczywiście
z… ciocią E. I nie tam sami, bo przecież jakby to powiedział dzisiejszy rodzic „nie da się dopilnować zbyt dużej grupy dzieci”. Ciocia
E. pilnowała czasem nawet dziesięcioro, bo nas samych miała czworo, a jeszcze
zabieraliśmy naszych kolegów.
A
Wy jakie macie wspomnienia z wakacji w dzieciństwie? Napiszcie o tym w komentarzach, może w
końcu wystraszymy zimę. ;)
2001 - z B. |
________________________________
Pielęgnuj wspomnienia!
Więc tak naprawdę to Ty miałaś wakacje z prawdziwego zdarzenia :) piękne wspomnienia, zazdroszczę! Niestety nie posiadam podobnych, dla mnie wakacje to było albo lato w mieście, albo jakaś kolonia/obóz, z czego nawet nie ma co wspominać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mogę powiedzieć, że robiłam to, co robiły dzieci w zachodnich filmach i kreskówkach. ;)
UsuńOj sympatycznie się Twoją notkę czytało :) Ja nie mam nikogo bliskiego na wsi, ale na wakacje też swego czasu jeździłam "do babci". Moje koleżanki zawsze miały kogoś na wsi i też opowiadały, jak to fajnie było...
OdpowiedzUsuńWieś dla dzieci jest naprawdę super. :)
UsuńMam identyczne zdjęcie z bratem i moimi kuzynami jak Twoje :) To było miejsca gubienia moich wszystkich pierścionków i kolczyków. Ja spędzałam zawsze część wakacji na wsi u Stryja a część nad morzem albo w górach. Jedno i drugie uwielbiałam.
OdpowiedzUsuńDla mnie góry i morze były nieosiągalne z racji finansowych. :) Co prawda w sianie niczego nie gubiłam, ale byłam przyzwyczajona, żeby nie nosić w wakacje zbyt wielu ozdób. Zresztą pierścionki przeszkadzały podczas operowania siekierą. ^^
UsuńPiękne masz wspomnienia !!! Najważniejsze, by je mieć, by móc się do czegoś odnieść w życiu. Ja zawsze połowę wakacji spędzałam z dziadkami. I nigdy mi się nie nudziło. Dziadek zabierał nas ( mnie i brata) na działkę, często wiózł nas na takim wózku na dwóch kółkach do przewożenia skrzynek z warzywami. Ale mieliśmy wtedy frajdę ! Mieliśmy też przygody, które nie skończyły się za dobrze i zawsze ucierpiał na tym mój brat.
OdpowiedzUsuńJa mam taką refleksję na ten temat, że dziadkowie są bardzo potrzebni i mają duży wpływ na kształtowanie się młodego człowieka. Moje dzieci zostały tego całkowicie pozbawione. Niestety...
Twoje wakacje również miały niesamowity klimat. :) I zgadzam się z Tobą.
UsuńW naszych przygodach nikt nie ucierpiał, oczywiście nie licząc tego, że ktoś się skąpał w stawie czy coś w tym rodzaju - z własnej winy. :)
haha, mam już przygotowany w wersjach roboczych post o wspomnieniach! :D pewnie za jakiś czas go opublikuję.
OdpowiedzUsuńsuper wspomnienia! ja mam w sumie kompletnie inne :D niestety nie mam żadnych fajnych cioć, którym mogę coś zawdzięczać. wspomnienia są o tyle magiczne, że gdy coś się dzieje, to jest ok, całkiem fajnie... ale prawdziwą magię czujesz dopiero, gdy wrócisz do tego po paru latach! taki sentyment i ciepło na sercu :)
Więc czekam na ten pościk!
Usuńdziękuję, jak miło! wiesz, może to dlatego, że naprawdę musiałam godzinę wybierać te zdjęcia, żebyście nie pospadali z krzeseł na mój widok :D i na balu rzeczywiście nie wyglądałam tak źle jak na co dzień :p
OdpowiedzUsuńhahah ja też mam parę takich wiecznych spódniczek :D
dziękuję ♥
moje wakacje również spędzałam na wsi u babci:) również były wypady nad rzeczkę, wylegiwanie się na dachu stodoły z zapasem jabłek z babcinego ogrodu, bieganie na boso po kałużach, wylegiwanie się na łace i uciekanie przed wściekłymi krowami;)
OdpowiedzUsuńno a jak byłam trochę starsza to u mnie na wsi od rana do późnego wieczora dzieciaki z całej wsi zbierały się na boisku i graliśmy w biłkę albo w parku bawiliśmy się w chowanego gdzie trzeba bylo czasami odnaleźć 30 osób;) to były czasy:) nie wymieniłabym ich za żadne skarby świata;)
Wylegiwanie się na dachu? Czemu na to nie wpadliśmy? Z Twojego komentarza bije niesamowite ciepełko. Czyli obie się rozumiemy. :)
Usuńja z niecierpliwością oczekuję wiosny, chciałabym wziąć aparat i iść w teren. Lubię zimę ale w grudniu. Śnieg za oknem mnie dołuje.
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie dzięki koloniom i dofinansowaniu rodziców miałam okazje zwiedzić i góry i niektóre inne kraje. Do morza mam blisko i od dziecko często nad nim bywam, jednak najlepiej wakacje spędzałam u babci na wsi! Śpiąc pod namiotem, grając w podchody i wyjadając truskawki z ogródka :) Też mam sporo wspomnień z tego miejsca. Do dziś odwiedzam je w wolnym czasie.
Mam bardzo podobnie. Zima w grudniu? W styczniu? Nawet w lutym jest OK. Jednak po 21 marca czekam już na wiosnę, bo chce się już spacerować po chodnikach bez pluchy, posiedzieć na ławce w parku i "zagrać" w tenisa bez strachu, że skręci się kostkę. :)
UsuńWspomnienia wspomnieniami, ale dziś zazdroszczę nieco zwiedzania różnych krajów, bo podróżowanie to moje marzenie. ;)
jakbym książkę czytała! :D jest czego pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńja w wakacje zawsze w domu siedziałam, ale zawsze na 2 tygodnie przyjeżdżała ciocia z Niemiec, więc widziałam się z ukochaną kuzynką i było co robić ;). Po 4 klasie podst. zaczęłam jeździć do cioci na prawie całe wakacje i był to cudowny czas! :D Jak teraz do niej jadę to na ok. 2 tygodnie, bo wakacje też chcę spędzić ze znajomymi.
Dziękuję za jeden z najfajniejszych stwierdzeń w pierwszym zdaniu Twojego komentarza. ;)
UsuńWiadomo, jak jest się starszym, częściej rezygnuje się z pewnych dziecięcych "tradycji". I ja tak miałam.
ależ proszę bardzo! :) ja po prostu piszę to, co myślę :D
UsuńTym bardziej cenię, i zawsze o to proszę, nawet jeśli miałoby być niepochlebnie. :)
UsuńO tratwie zawsze marzyłam... I na marzeniach się skończyło :D
OdpowiedzUsuńMoje wspomnienia wakacyjne... chyba taką, ktorej nie zapomnę, to podróż autostopem do Barcelony :D wprawdzie było to w maju, ale ja już wtedy miałam wakacje ;p
Wakacje to często również stan umysłu. :) No i wiadomo, że w różnych sytuacjach wakacje mają inny termin (np. w maturalnej klasie, kiedy zaliczy się termony zerowe na studiach lub kiedy uczy się w innym kraju). :)
UsuńPodziwiam za odwagę. Póki co nie mam tyle odwagi by podróżować stopem.
Fajne to były czasy. Pamiętam mój domek na drzewie, zabawy w bibliotekę, piratów. Czasami chciałabym wrócić do tych czasów.
OdpowiedzUsuńWehikuł czasu by się przydał. :)
UsuńOj tak, zdecydowanie. Żeby móc tak chociaż kilka dni odpocząć od tego światka dorosłych.
UsuńSkoro zrobiłam już tratwę, to może z racji wieku i większego doświadczenia w końcu uda się też jakiś wehikuł. ;)
UsuńNie pływałam na tratwie, ale chętnie bym to zrobiła :D
OdpowiedzUsuńSwoje wakacje zazwyczaj też spędzałam u babci - robiłam z rodzeństwem "zupy" z liści, bzu i takich tam, skakaliśmy po sianie w stodole... ;)
Też świetnie. :)
UsuńMuszę przyznać, że masz bardzo miłe wspomnienia :) Ja na każde wakacje i ferie zimowe jeździłam do babci w sąsiedniej wsi. Chociaż teraz kiedy już nie jest tam tak jak dawniej to miejsce przywodzi mi miłe wspomnienia. Po prostu jak była tam babcia ten dom był przytulniejszy, ale cóż. Nie jestem już takim dzieckiem jak wtedy, choć przyznaję, że fajnie było robić tyle głupot z siostrami, ale i z rodzeństwem ciotecznym. To był naprawdę wielki zjazd wnuków w każde lato :)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Wciąż bym się tak bawiła, gdyby inni nie spoważnieli zbytnio. :)
UsuńTak, znów je podcięłam. :D
OdpowiedzUsuńJejku, super wspomnienia. I też uważam że na wsi można robić wszystko. Szczególnie teraz w dobie komputerów przydałby się taki wyjazd. To lepsze niż jakieś morze, tak mi się wydaje. Wygońmy zimę!
Dokładnie. Dziś dla niektórych dzieci karą jest wyganianie ich na podwórko. Wolą siedzieć przy komputerach. Choć wcale nie generalizuję. Nie wszystkie. :)
UsuńMoja babcia mieszka na Wsi . : )
OdpowiedzUsuńJa bym tam chciała mieszkać . *.*
Jest spokojnie , ładnie i wgl.. : )
Pozdrawiam : *
O jak mi się podoba to zdjęcie. :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego posta też zaczęły wracać do mnie wspomnienia.. Czasem dobrze jest się na chwilę zatrzymać i popatrzeć za siebie. :)
Dzięki. :)
UsuńZwłaszcza kiedy jest na co popatrzeć. :) Zresztą to potrafi wspaniale poprawić humor. Poza tym daje energię do nowych pomysłów, aby w przyszłości zaplanować coś równie fajnego i za kilka lat znów powiedzieć sobie "utrzymałam poziom". ;)
Takie zdjęcia, zdecydowanie motywują i dodają energii. :)
UsuńNa samą myśl, gdy przychodzą do głowy takie momenty - człowiek się uśmiecha, sam do siebie.:)
Dokładnie. Nieraz mi się to zdarza. :)
UsuńMi też, często. :D
Usuńciekawe masz wspomnienia z dzieciństwa. spełniłaś moje marzenie o tratwie :> ja co roku jeździłam gdzie indziej, dużo wspomnienń przychodzi na myśl :)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że te tratwy to nie wyglądały tak jak takie typowe, kreskówkowe. :) Miały formę małych motoróweczek. Naprawdę były mega i nie wyglądały nieestetycznie mimo, że zrobione z odpadków i drewna.
Usuńnajważniejsze że zrobiona własnoręcznie :D to już jak skarb!
UsuńDlatego tak było nam smutno, gdy dokonano ich zaboru. ;D
UsuńKochana, przeczytałam z zapartym tchem...
OdpowiedzUsuńJa nie miałam tak fantastycznej i wyrozumiałej ciotki, a także jeździłam do babci na wieś. Trochę ci nawet pozazdrościłam czytając, bo ja z taką radością nie wspominam tamtych chwil...
Ojej, nie chciałam, abyście zazdrościli. Chciałam, żebyście mnie zasypali podobnymi opowieściami! :*
UsuńTwoja opowieść wywarła na mnie ogromne wrażenie, a co do dzieciństwa to gratuluję ci że takie miałaś i wiele osób na pewno trochę ci tego zazdrości...:)
UsuńWiesz, post prezentuje dobre chwile. Ale dzieciństwo każdego ma drugą stronę medalu.
UsuńNajwidoczniej teraz będziemy mieli dwie pory roku, lato i zimę. Chociaż u mnie dziś słonecznie :)
OdpowiedzUsuńNo ja mam nadzieję, że lato będzie tak samo intensywne jak zima... Mam nadzieję, że nas nie zrobi w konia, bo u nas to raczej rok wygląda w ten sposób: wiosna, wiosna, jesień, jesień, jesień, zima, :) Skoro mamy taką siarczysta zimę, na którą nie narzekałam przez cały jej okres, żądam proporcjonalnego lata. :)
UsuńJa to pamiętam jak karą było właśnie NIE wychodzenie na podwórko. Sprawy się diametralnie zmieniły, niedługo dzieciaki pozamieniają się w amerykańskie grubaski bez kondycji przez to wszystko. Chipsy, cola i maincraft. Tak to wygląda :o
OdpowiedzUsuńKochana, statystyki potwierdzają, że polskie dzieci już naprawdę dosięgają tego wskaźnika otyłości jaki ma miejsce w USA.
UsuńNajważniejsze, że dobrze się bawiłaś. :) Ja mieszkam w Gdyni, więc śmieję się, że każde wakacje spędzam nad morzem. :)
OdpowiedzUsuńJa zaś chciałabym zamieszkać w górach... Na jakiejś wsi... Gdyby tylko od wewnątrz w czaszkę nie pukała moja racjonalna część osobowości... ;)
UsuńCześć !! : )
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana . : )
Więcej informacji tutaJ : http://klaudia12-klaudunia.blogspot.com/
POZDRAWIAM CIEPLUTKO !!
To przerażające, serio. Nie rozumiem jak można doprowadzać do takiego stanu własne dzieci! Straszne, naprawdę. :x
OdpowiedzUsuńO jak już brałaś udział , to trudno . ; )
OdpowiedzUsuńMoże innym razem. : )
CZEKAM NA NOWĄ NOTKĘ ! ; )
Kurcze fajnie mieć takie wspomnienia *.*
OdpowiedzUsuńMoże wpaniesz? Zaobserwujesz? Skomentujesz?
http://mikilove47582.blogspot.com
Jak Ty ciekawie piszesz, jakaś książka się chyba kroi :)
OdpowiedzUsuńCiii... Książka to marzenie, ale nikomu ani mru mru. Szkolę warsztat.
UsuńDziękuję. :*
bardzo często wracam do moich wspomnień :)
OdpowiedzUsuń...i bardzo dobrze. :)
UsuńWspomnienia z pobytu na wsi u dziadków :) Jagody. rzeka, wypasik :)
OdpowiedzUsuńJejku ja mam tyle wspomnień. ; D
OdpowiedzUsuńAle najbardziej zapamiętałam to że codziennie chodziłam na odkryty basen oraz gdy już go zamykali to do 23 na podwórku siedziałam. ; D
Obserwujemy ? ( odpowiedź proszę u mnie ; ))
Pozdrawiam ! : )
Nie wymieniam się już obserwacjami. :) Wpadnę do Ciebie, jak mi się spodoba, to owszem.
UsuńDołączam się do żądań lata w pełni ;] przydałoby się takie z prawdziwego zdarzenia :)
OdpowiedzUsuńBoze ile wspomnien : D
OdpowiedzUsuńTeż mam kilka ; )
i wgl dobry pomysł na notke ; )
zapraszam :
http://nothing-is-beautiful.blogspot.com/
+ obserwuję < 33
W pierwszej chwili sobie pomyślałam, że ja chyba nie mam takich wspomnień z dzieciństwa. A kiedy tylko chciałam to napisać - coś mi się przypomniało. Ba! Przypomniał mi się każdy wieczór na przestrzeni jakichś dwóch lat. Wszystkie ogniska, długie spacery, siedzenie do nocy i gadanie o życiu. Ach, dzieciństwo! :)
OdpowiedzUsuń...bo prawdą jest, że czasem nie doceniamy tego co było, bo nie myślimy o tym, że jest to wyjątkowe, kiedy akurat się to dzieje. Dopiero po czasie udaje się doceniać.
Usuńdziękuję za odwiedziny i komentarz:)
OdpowiedzUsuńMądrze napisane. Miłego dnia - pozdrawiam
Mama Laurki :)
Piękne... i jakie znajome.
OdpowiedzUsuńJedynie ta tratwa mnie przeraziła! Sama robiłam dziwne dzieci za młodu, z obecnego punktu widzenia niebezpieczne i niemądre, ale ta tratwa, grono dzieciaków na środku zbiornika wodnego.. szczęście, że jesteście cali i zdrowi ;)
Ja praktycznie wychowałam się na wsi, a wakacje spędzałam z tym samym gronem kolegów i koleżanek, non stop wymyślając nowe zabawy. Do północy graliśmy w chowanego, piłkę nożną i dziwne zabawy typu łapanek i straszenia się nawzajem. Za dnia szliśmy ok 3 km nad jezioro, wracając wyczerpani i głodni na obiad. Często wszystkie dziewczynki zbierały się w jednym miejscu tzw parku, w którym był nasz niby zamek, razem z kolorowymi firanami. Te firany były w jednokolorowe i pastelowe, a my tak sprytnie je przywdziewałyśmy, że czułyśmy się jak prawdziwe księżniczki. Jedna z koleżanek ma nawet to udokumentowane na jednym zdjęciu, jednak nie mogę się go od niej doprosić.
Taak... chowany z chłopakami i te firany na zawsze utkwią mi głowie ;)
Wiesz, akurat my wszyscy potrafiliśmy już pływać. Jednak wiem o co Ci chodzi. Tu się włącza ta dzisiejsza czerwona lampka. Ja jednak mogę powiedzieć tak: każde z nas mogło sobie poodcinać ręce podczas używania siekiery. Mogliśmy poobijać palce podczas używania młotka i poodcinać je podczas operowania piłą. Mogliśmy spłonąć w naszym szałasie. Mogliśmy chorować po kąpieli w lodowatej rzece. Mogliśmy, mogliśmy i mogliśmy... ;) Dziecko spadło z nocnika i umarło. Ja osobiście nie widziałam (i dotąd z perspektywy czasu nie widzę) śmiertelnego niebezpieczeństwa na TYCH tratwach i na TYM stawku. Jakby to była rzeka, to owszem. Jakby tratwy nie były stabilne, to również. To by trzeba było zobaczyć na własne oczy, Nie byliśmy też głupimi dziećmi, naprawdę. Razem z moim bratem zostawaliśmy sami w domu bez opieki jako pięcioletnie dzieci, bo taki był przymus. :) Żadne z nas nigdy nic nie wywinęło. Tak samo żadne z nas nie prosiło się o kłopoty. A jeśli chodzi o wypadki, to wiadomo: chodzą po ludziach i można się utopić nawet w szklance wody. Owszem, dziecko bez wyobraźni pewnie by coś odwaliło na takiej tratwie (na przykład nasi koledzy naśladując nas zaczęli robić trawę ze styropianu, który przecież tonie kiedy nasiąknie wodą). Ale nam się to nie zdarzyło. Chodziło o grzeczne siedzenie na nich, wiosłowanie, łowienie rybek na nich.
UsuńPowiem Ci szczerze, że wspomnień z wakacji i innych wyjazdów mam naprawdę dużo, jednak nie lubię do nich wracać. Zawsze byłam zdania i nadal tak uważam, że lepiej dla mnie jest - życie teraźniejszością, a nie dbanie o wspomnienia. Jasne, są naszą historią, ukształtowała nas, ale teraźniejszość walczy o naszą przyszłość. A tamto nie wróci.
OdpowiedzUsuń...a ja nie widzę sensu przeżywania, skoro się do tego nie wraca choćby myślami. :) Mnie wspomnienia inspirują. Może dlatego, że lubię tworzyć? Może dlatego, że lubię powtarzać i przeżywać jeszcze raz to, co było kiedyś, aby zobaczyć jak bardzo się zmieniłam? Nie wiem do końca. Dlatego jednak uwielbiam też fotografie. Poza tym wspomnienia często pozwalają zapamiętać daną cudowną osobę taką, jaka była kiedyś. Gdy już jako dorosła taka nie jest, wtedy nawet rezygnując ze znajomości, mogę wciąż myśleć o niej ciepło. Tutaj nie piszę o kimś wymienionym w poście, ale o paru innych osobach. To czasem nawet pozwala na to, by wyzbyć się negatywnych emocji w kierunku drugiego człowieka.
UsuńAle rozumiem, bo piszesz "lepiej dla mnie". :) Każdy z nas inaczej może do tego podejść.
Czekam na nową notkę ! : )
OdpowiedzUsuńCzekam na nowego posta < 3
OdpowiedzUsuńJa pamiętam domek u drugiej babci, mamy taty. Była tam taka czysta jak łza rzeczka płynąca od młyna, a w niej ponoć raki. Nie wiem, czy rzeczywiście, bo nie widziałam żadnego, ale uwielbialiśmy tam się taplać. I wtedy też nie przeszkadzała mi lodowata woda :)
OdpowiedzUsuńRaki i w "mojej" rzeczce były. Niejednego się na wędkę złapało, bo brały tak samo jak ryby. Tak samo łapały przynętę również w jeziorze w moim miasteczku. Staraliśmy się zawsze wypuszczać te złapane. Niestety już od lat raków u mnie nie widzę. Zdarza mi się obserwować, bo kiedyś patrząc w wodę można było na dnie jeziora zobaczyć ten charakterystyczny kształt. Dziś to nawet prawie dna nie widać przez brud więc i nie dziwota, że raków już nie ma. W rzece, o której wspomniałam zaś chyba są do dziś.
Usuń