Dziś zapowiedziany gościnny wpis Adama, mojego brata bliźniaka. O tym jak spędziliśmy... a raczej jak on spędził poprzednią niedzielę. Ja siedziałam na trybunach... Oddaję bloga do jego dyspozycji. To do niego kierujcie swoje komentarze. Z chęcią na nie odpowie, zatem polecam wrócić. Zapraszam do lektury.
* * *
Łamanie
granic. Próba charakteru, walka z bólem. O tym jak z niewinnej idei rozwija się
cel, któremu można podporządkować dwa miesiące. Opowieść o przygotowaniach i
udziale w półmaratonie Gryfa.
Adam tuż przed startem... |
Wszystko
zaczęło się niewinnie. W maju ściągnięto
mi gips. Biegaj, chudnij! Koniec wymówek. Spokojne tempo, zacząłem od 5 km.
Towarzyszył mi chłopak Ewy. Chciałem osiągnąć barierę 10 km i biegać dla
zdrowia. Apetyt rośnie w miarę jedzenia,
kilometr za kilometrem. Tempo wzrastało. Y. zmienił biegi na siłownię, ja
zostałem. Dzień przełomowy, to dzień pokonania 12 km. Wtedy wiedziałem, że to
bilet w jedną stronę, że nie odpuszczę. Przebiegnę Półmaraton Gryfa 25
sierpnia. Dla niektórych bieganie jest przyjemnością, dla mnie bardzo to wątpliwe
jeśli chce się pokonywać granice. Średnią przyjemność osiąga się, gdy masz
przebiec 20 km, po 12 godzinach pracy o godzinie pierwszej w nocy i wstać o 7
rano. Raz nawet miałem okazję się odwodnić. Dodam, że po takim treningu nogi
bolą jak cholera. Stały pakiet. Krwawy pęcherz na stopie, lewe kolano, prawe biodro.
Pod sam koniec treningów w sierpniu doszła lewa stopa. Nagminny ból po prawej
stronie brzucha martwił mnie najbardziej. Jakże wielką radość sprawiło mi, gdy
zamiast prawego boku bolał lewy. Bolało dość mocno, a ja się cieszyłem, że
to jednak nie wyrostek.
Ze
względu na pracę biegałem po nocach. Znajomi pytali mnie „nie boisz się tak po
nocy biegać, przecież tyle patologii po tym mieście chodzi?”. Moja odpowiedź
była zawsze taka sama - przecież tę patologię to się zna, najbardziej boję się,
że nadepnę na jeża i skręcę nogę. Nawet nie wyobrażacie sobie ile ich biega po
mieście w nocy. Jednego nawet przypadkowo kopnąłem.
* * *
Jedni odbywają ostatnie chwile rozgrzewki. Drudzy w
skupieniu oczekują sygnału startera. Ktoś tam jeszcze pełen luzu żartuje: „Młody
zrób mi zdjęcie, bo to prawdopodobnie ostatnia chwila, gdy widzicie mnie w
pozycji stojącej” - zagaduje sąsiada obok i wręcza mu aparat. Daleko mi od luzu.
Raczej rozgrywka w głowie – dam rade czy umrę gdzieś na trasie.
Zawodnicy przygotowują się do startu |
Godzina
12:00 - wszyscy czekają na sygnał. Jedyne co słychać to szmer rozmów na stadionie
i niewyraźny lament spikera. Strzał! Start! Blisko 1400 biegaczy rusza. Stadion
szaleje, krzyki, brawa. Nie wiem czy to dla mnie ta wrzawa czy nie, ale mijam
ludzi, patrzę im w oczy, a oni się uśmiechają, krzyczą. Niesamowite uczucie.
Jesteś jednym z 1400 ludzi, a czujesz się tak jakby oni przyszli tu tylko dla
ciebie. Ciarki, miękkie nogi. Niesamowite uczucie. Możesz wszystko. Sky is the
limit!
Zaczęło się! |
Udziela
mi się atmosfera. Wspaniałe uczucie, które prowadzi do piekła. Biegnę tempem,
które jest za szybkie. W głowie pytanie „jak zamierzasz pokonać trasę tym
tempem w słońcu?". Próbuję zwolnić. Lipa. Nie da się zwolnić, gdy każdy cię
wyprzedza. Ambicja nie pozwala. Odruchowo trzymam tempo, które musi mnie zabić.
4 km za nami i czuję dystans w nogach – 17 km przede mną – niedobrze. Zwalniam
do tempa, które i tak nie jest dla mnie optymalne. Przy 9 km zastanawiam się
czy nie zrezygnować. No, ale jak spojrzeć w oczy znajomym skoro tyle mówiłem o
przygotowaniach? „Prędzej karetka mnie stąd zabierze niż nie dobiegnę”.
Banalny głupi tekst, ale znający mnie trochę bardziej wiedzą, że nie żartuję.
Jedenasty kilometr jest przełomowy…
Adam przebiega półmetek |
Dostałem na trasie połowę banana :D. 150 gramów zwyczajnego
biedronkowego banana, które ratuje ponad dwa miesiące treningu. Do szesnastego
kilometra biegnę spokojnie. Jest nieźle, siły wróciły, drugi oddech. Ostatnie 5
km to bieg na ambicji. Walka z samym sobą. Bez siły. Biegłem, bo wiedziałem, że
muszę ukończyć, że jeśli się tutaj zatrzymam to przez cały rok będę miał
wyrzuty sumienia. Mój pierwszy półmaraton nie może skończyć się rezygnacją.
Skręcona kostka, zasłabniecie to jakiś tam powód, ale nie brak siły. Z resztą
nie raz na treningu biegłem ostatnie kilometry na rezerwie, więc to nic nowego.
W zasadzie nic nowego, ale tam biegałem w nocy o 1:00, o 2:00. Pierwszy raz
tyle kilometrów w godzinach 12-14 przy pełnym słońcu. Mimo wszystko biegnę.
Ostatni podbieg. Kto mieszka w Szczecinie ten pewnie kojarzy to wzniesienie na Unii
Lubelskiej. „Szacunek Adam, że tam podbiegłeś, na kacu jak idę to się wku…am,
gdy musze pod nią podejść” – tyle komentarza kolegi po półmaratonie. Trasy nie
znam, więc pytam człowieka z ochrony – ile jeszcze? – mniej niż kilometr. Jest
dobrze. Wiem, że dobiegnę. Ostatnia prosta po ulicy. Słyszę szum stadionu. Wbiegam
na stadion, ostatnią prostą na bieżni pokonuję sprintem, mijam z dziesięć osób.
Przekraczam metę. Czas? Lipa. Ponad dwie godziny. Dokładnie 2:00:28. Miało być
poniżej 2 godzin. Niemniej jednak i tak jestem zadowolony. Za dużo błędów
popełniłem. Przez dwa dni spałem 10 godzin. Dzień wcześniej na konwencie spałem
na podłodze. Słabe jedzenie, no i oczywiście mądry chłopak ze mnie, więc
ubrałem się na czarno, gdy biegać trzeba było w południe. Za rok wracam tam, pobiję
1:35. Trzymajcie kciuki.
W tym roku medale dla biegaczy, którzy ukończyli trasę wyglądały właśnie tak |
Taki upominek Adaś dostał w pracy na kilka dni przed startem |
W tej
całej historii brak odpowiedzi „dlaczego biegałeś, skoro było ciężko?”.
Odpowiedz bardzo prosta – dla siebie. Przełamywanie swoich granic wiąże się z
niesamowitą satysfakcją. Mój osobisty sukces – przebiec półmaraton z astmą i
dyskopatią. :)
PS:
Kasiu, dzięki za permanentną motywację, trzymam kciuki za zdrowie i za rok
biegniemy razem. :)
________________________________
Wspieraj innych w ich postanowieniach
czytałam z zapartym tchem, podziwiam wytrwania i gratuluję ukończenia!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:)
UsuńAdam
Wielki podziw i szacunek. Chociaż osobiście też lubię biegać to taka długa trasa wydaje mi się wręcz niewyobrażalna. Od razu mam skurcze w nogach :D Ale skoro to dla przełamywania własnych barier to zazdroszczę samozaparcia, szczególnie w bieganiu po nocach, po pracy.
OdpowiedzUsuńGratuluję! ;)
Co do komentarza - wydaje mi się, że to w głównej mierze zależy od charakteru. I nie mów, że nudna z Ciebie dziewczyna, nie wolno tak! ;) Po prostu wolisz inny rodzaj spędzania czasu.
Wiesz, że jeszcze nigdy nie byłam na takim prawdziwym piana party? ;( Musi być ciekawie.
Pozdrawiam ;)
"Nudna" w sensie, że mało rozrywkowa w takim pojęciu tego słowa, jakiego zazwyczaj się używa. Nie zaś w takim sensie, że się z nią wytrzymać nie da, bo tak przynudza. ;)
UsuńDziękuję bardzo:) a jakie dystanse biegasz?:)
UsuńAdam
Podekscytowałam się samym wpisem ze względu na smakowite tempo i narracje tekstu!
OdpowiedzUsuńAaale, do meritum. Ogromnie gratuluję sukcesu, tego,że zrobiłeś to dla siebie, no i że udowodniłeś sobie co nieco. Choć nigdy nie biegłam w maratonie, półmaratonie czy jakimkolwiek -onie- lubię biegać i znam to uczucie walki z samym sobą. Pokonać samego siebie i ustawić jeszcze wyżej poprzeczkę.. czy nie taki jest sens życia?
Pewnie nigdy nie spotkałam żadnego jeża na drodze, bo one czyhają na kostki biegaczy... szczwane bestie!
Powodzenia za rok!
Jeż to straszny zwierz, postrach nocnych biegaczy:) Jako, że pisać nie potrafię. Wielkie dzięki za pochwalenie tekstu. Oczywiście sens życia też tak rozumiem ważne być lepszym niż dzień wcześniej. Oraz by nie mówić - kolega zrobił, koleżanka umie - tylko móc powiedzieć zrobiłem, potrafię:)
UsuńAdam
Świetna notka. Podziwiam ludzi, którzy uprawiają jakiekolwiek sporty. Osobiście nie bardzo mam taką możliwość, więc mi to bardzo imponuje. Super, że przełamałeś barierę i trzymam kciuki za następny raz!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuje bardzo za pochwałę czysto sportową jak i tą dotyczącą tekstu:) Ograniczone możliwości? chodzi o zdrowie?:)
UsuńAdam
Hej Adam!
OdpowiedzUsuńfajny wpis, bardzo powaznie do tego podchodzisz :) lubie, jak mi samej udziela sie atmosfera.
ambitny z Ciebie facet, dobrze, ze banan Ci pomogl :D
przekroczyles swoje postanowienia o 28 sekund, wstydz sie :p ale spoko, nastepnym razem beda rekordy! super, ze masz taki zapal :)
Dzięki bardzo:)
UsuńZapał jest, powiem więcej polubiłem bieganie. Siły banana nie znałem. Zadziałał jak sok z gumi jagód do tej pory jestem pod wrażeniem:) Wiem, że nie mówisz poważnie, ale faktycznie się trochę wstydzę, że przebiłem te dwie godziny jakoś mi tak głupio:)
Rekord być musi!:D
Adam
najprzyjemniej jest przekraczać swoje granice, robić coś co z pozoru wydaje się niemożliwe ;D
OdpowiedzUsuńa samodyscypliny i udanego biegu gratuluję
osobiście biegać nienawidzę, zamiast tego kocham sporty wodne ;)
pozdrawiam!
Masz rację satysfakcja po osiągniętym celu przyćmiewa każdy ból, zmęczenie itd. W tym roku wszedłem po raz pierwszy od 7 lat do głębszego zbiornika niż wanna i jestem zdruzgotany jak słabo mi idzie pływanie:) Z tymi sportami to coś na poważniej?;>
UsuńAdam
raczej tak dla samej rekreacji, dla własnej przyjemności :D
Usuńkiedyś brałam udział w zawodach, kiedy jeszcze uczył mnie mój były już, niestety trener
w sporcie najlepsze właśnie jest pokonywanie własnych ambicji :) wygrywanie z samym sobą
Gratuluję samozaparcia w dążeniu do wytyczonego celu.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim GRATULACJE!
OdpowiedzUsuńTak bieganie powinno być przyjemnością. Trenując trzy/cztery razy w tygodniu nie da się biegać bez przyjemności.
Jak dokładnie wyglądały Twoje treningi? Bo z tego co opowiadasz to były dość katorżnicze - skoro cały czas bolało (?). Chyba, że ból spowodowany chorobami ... to rozumiem.
Widzę, że zapał jest - za rok będzie rekord na pewno! Trzymam kciuki za dalszą motywację.
Ja w tamtym tygodniu również odniosłem biegowy sukces - pierwsze 10 kilometrów w moim życiu. To był mój cel na wakacje - i zrealizowałem go idealnie. Na następne wakacje postanawiam sobie przebiegnięcie półmaratonu, więc będziemy mogli porównać wyniki hehe.
POZDRAWIAM!
Wtrącę się, zanim Adam odpowie, ale z mojego doświadczenia wynika, że aby cokolwiek w sporcie osiągnąć - musi boleć. Przynajmniej kiedy chciałam nauczyć się szpagatu - wszystkie ćwiczenia były podsycone bólem (może nie takim nie do wytrzymania, ale zawsze). Bardzo często więzadła i ścięgna były ponaciągane, bo to jest normalne, kiedy pracuje się na coś samodzielnie i chce się widzieć efekty. Łagodne treningi u mnie nie przynosiły żadnych rezultatów. Nie wiem jak jest z bieganiem, ale pamiętajmy, że Adam chciał przebiec półmaraton po dwóch miesiącach treningu, a wcześniej nie biegał w zasadzie prawie wcale. Jeśli już, to odcinki te były znacznie krótsze. Moim zdaniem nie dałby rady, gdyby miał się użalać nad tym, że coś boli. A że bolało to było naturalne, bo w dwa miesiące zrobić z astmatyka biegacza to nie jest łatwe. Poza tym moim zdaniem nogi bolą już po całym dniu w pracy na nogach - gdyby Adam miał nie trenować, "bo praca" - nie trenowałby nigdy, bo zawsze bolałyby go nogi. Cel był naprawdę trudny do osiągnięcia. A przyznam, że ani razu się chłopak nie użalał na głos, że nie da rady, że nie pójdzie, bo za bardzo boli, albo że w ogóle boli. Dopiero teraz o tym przeczytałam. Ja się krzywiłam na te jego pęcherze na nogach, a on na to "spoko, norma". :) Ja ten post odczytuję tak: "Jak chcesz, to wszystko się da". Pytanie tylko, czy naprawdę chcesz, bo chcieć, to móc. Jeśli bolałoby ze względu na chorobę, byłby moim zdaniem kretynem gdyby ćwiczył dalej, bo mógłby stać się kaleką. Tu raczej chodzi o to, że ludzie się wykręcają "nie dam rady, bo mam astmę", "nie dam rady, bo przecież choruję na dyskopatię". A to tylko głupie wymówki. Moim zdaniem ból jest częścią sukcesu sportowego. Adam może mi podpowie potem kto to, ale jeden facet, sportowiec zawodowy mówił, że zaczynał się martwić dopiero wtedy, gdy przestawało boleć, bo w zasadzie nie było dnia, aby nie odczuwał jakiegoś dyskomfortu. Brak bólu był czymś dziwnym. Bo w sporcie ból jest normą. :)
UsuńCzarno-Biauy dużo kilometrów, albo inaczej - za dużo dla mnie. Miałem 3 lata przerwy od biegania za piłką. Stąd bóle. Nie ma co ukrywać przeskok z niebiegania do 21 km plus praca w 3 miesiące nie jest naturalny i nie niezauważalny dla organizmu. Stąd kontuzje. Pomagało mi stwierdzenie, które przytoczyła Ewa wyżej:)
UsuńTak, tak ja doskonale rozumiem że bez bólu nie ma sukcesu. I to prawda. Tylko, że bieganie (lub cokolwiek innego) "do upadłego" na dłuższą metę może okazać się "zabójcze". Ciebie może nie zabije, ale może zabić Twoje cele. Doprowadzić do jednej, drugiej aż nagle do trzeciej poważniejszej kontuzji i wtedy już trzeba będzie zrobić dłuższą przerwę w treningach. A taka przerwa w większości przypadków uniemożliwia osiągnięcie dobrych wyników i amatorom i profesjonalistom. Jest też takie dobre powiedzenie biegaczy "lepiej przebiec kilometr mniej niż metr więcej".
UsuńW 3 miesiące ... od zera do 21km? PODZIWIAM, podziwiam i jeszcze raz podziwiam. To jest Twoja pierwsza przygoda z bieganiem (bieganiem dla biegania)?
Wszystko jest możliwe! Człowiek może wszystko. Choć to co zrobiłeś mimo wszystko wydaje mi się szalone.
A... ból w sporcie na pewno nie jest normą :)
Powiedz, że ból nie jest normą osobom, które ćwiczą systemy, sztuki walki czy balet. ;) Mnie zaś bieganie boli zawsze. ;) I zawsze bolało - w klatce piersowiej i w gardle. Może jestem więc wyjątkiem? To taki rodzaj bólu, który mi naprawdę bardzo przeszkadza. Gdybym miała osiągnąć coś w tym sporcie, musiałabym przemóc tę granicę bólu.
UsuńOk to moja historia układa się tak. 3 lata temu zdiagnozowano u mnie dyskopatię musiałem rzucić piłkę, bo groziła mi przesiadka na wózek. Warunek jeden. Boli kręgosłup? hold up! Po rehabilitacji, odpoczynku. Spróbowałem biegać tej zimy. biegałem może z tydzień lub dwa. pamietam tempem żółwim postanowiłem na początek 15 minut. Ha nawet nie wiedziałem, ze przy 8 minucie zadławię się wymiocinami taki słaby byłem. A potem przerwa. Kontuzja reki - przecięte ścięgno palca. Nie chciałem biegać z gipsem. Pancerz zdjęto 14 maja i 20 maja pobiegłem pierwszy raz 5 km i tak się potoczyło:)
UsuńA kiedyś biegania dla biegania nie znosiłem. Męczyło mnie strasznie przez astmę. W piłkę grać mogłem, bo tam robiłem sprinty z przerwami, a w szkole nigdy nie przebiegłem więcej niż 300 metrów, bo się dusiłem:)
Wiem, ze to wygląda jakbym zdrowy rozsadek widział tylko w słowniku, ale ja sporo mogę. gdyby coś mi poważnego zagrażało - odpuściłbym. Zdrowie najważniejsze:) Ciekaw jestem jak Tobie pójdzie na półmaratonie:)
Adam
Świetna opowieść o przełamywaniu własnych granic i o tym ile siły potrafi drzemać w jednym człowieku. Jeśli dalej będziesz tak zawzięty to w następnym roku stawiam stówkę na Ciebie :D
OdpowiedzUsuńDzięki bardzo! Stawiaj dwie, bo to pewny typ!:)
UsuńAdam
Jak czytałam opis biegu to w sumie wydaje mi się, że miałabym tak samo - prędzej by mnie stamtąd karetka wywiozła niż odpuściłabym w trakcie robienia czegoś ;)
OdpowiedzUsuńBo innej drogi nie ma, nie po tym co przejdziesz na treningu. Po prostu trzeba ukończyć, by nie żałować:) Jak się zasłabnie no cóż to trochę się pozdzierasz - nie raz nie dwa. Będzie boleć kilka dni, ale urażona duma, świadomość poddania się... co to to nie.:0
UsuńAdam
Dziękuję bardzo:) mimo wszystko były chwile, ze chciałem to rzucić, ale z pomocą przyszła moja sekretna technika motywacji:D
OdpowiedzUsuńAdam
Nochi a jak się z tym trychologiem kontaktować? Raczej prywatnie co?
OdpowiedzUsuńLepiej prywatnie - to na pewno. Nie wiem czy jest możliwość na kasę chorych, ale poszukaj - zawsze na jedną wizytę można byłoby pójść. Ale musisz poszukać w swoim regionie jakiegoś specjalisty. Poszukaj w Internecie namiarów, albo rozjerzyj się w przychodniach w stolicy Twojego województwa - sądzę, że w mniejszych miejscowościach może być problem.
UsuńGratuluje wytrwałości.
OdpowiedzUsuńJestem pełna podziwu, jesteś kolejnym przykładem tego, że jeśli człowiek CHCE, to może wszystko ;) Sama chętnie bym biegała, ale mam problemy ze stawem skokowym i bieganie jest raczej dla mnie udręką niż przyjemnością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Może uda Ci się znaleźć przyjemny zamiennik. Ot właśnie wszystko zależy od chęci (jak zdrowie pozwala), każdy by mógł przebiec półmaraton. Trzeba TYLKO chcieć:)
UsuńPozdrawiam również:)
Adam
Mówię o tym co zamierzam osiągnąć. Jak ktoś mnie pyta co u mnie to mówię o półmaratonie, wrzucałem na fb ilość przebytych kilometrów na endomondo. Później znajomi Ciebie motywują, nakręcają a że ja całkiem ambitny jestem nie wyobrażam sobie bym miał 100 osobą mówić, ze się poddałem:) Jak schudłem 16 kg znajomi też pomagali, ba później nawet mnie pilnowali bym nie jadł śmieci:)
OdpowiedzUsuńAdam
Podziwiam, naprawdę podziwiam! :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że w końcu ktoś powiedział: biegam, żeby pokonywać SWOJE własne granice i swoje słabości. Bo zazwyczaj słucha się, że chodzi tylko o przyjemność, że to niby takie cudowne uczucie bo biegnę i jest mi dobrze. A tu mamy 'krew, pot i łzy!'. Podziwiam i gratuluję :)))
Dziękuję:) Bieganie nigdy mnie nie relaksowało. Tydzień przed półmaratonem cieszyłem się, że "jeszcze 3 treningi i tydzień wolnego sobie zrobię":D
UsuńAdam
Podziwiam zapał i motywację! :) Najważniejsze, że robisz to co lubisz. Liczy się nie wynik ale praca, którą włożyłeś w przygotowania. :) Życzę dalszych sukcesów i trzymam kciuki! :)
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo, będą kolejne. Nie będą to rekordy półmaratonu gryfa, ale moje osobiste rekordy:D
UsuńAdam
I właśnie osobiste rekordy są najważniejsze. :D Drobne zwycięstwa popychają nas do działania! :D
UsuńW Twoim wypadku to nie małe kroczki, tylko ogromna praca i duże kroki do przodu. :D
UsuńThanks for the comment dear...and nice pics as always!
OdpowiedzUsuńXOXO
Ylenia
Z doświadczenia wiem, że jak chce się coś osiągnąc to najczęściej krew, pot i łzy, ale potem radość i zadowolenie są bezcenne.
OdpowiedzUsuń"Z doświadczenia" to zaintrygowało. Chciałabyś to rozwinąć?:)
UsuńSłowo bezcenne wyczerpuje temat, warto walczyć:)
Adam
Wiedziałam, że masz brata, ale nie wiedziałam, że to Twój bliźniak :)
OdpowiedzUsuńLudzie, którzy pokonują swoje granice są wielcy i takich ludzi szanuję :) tak więc gratulacje.
Mam dwóch. ;)
UsuńMa dwóch jeden jest tym fajnym, drugi jest tym... drugim, starszym:)
UsuńDzięki wielkie:)
adam
Oj ja to o bieganiu za wiele nie wiem, ale gartuluję Tobie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie - blog uzupełniam o vlogi :)
Najlepszych. Każdy z nich zasługujący na osobny, obszerny esej:D
OdpowiedzUsuńAdam
No to gratulacje! Czytałam to po prostu z szeroko otwartymi oczami. Uwielbiam biegać i podobnie jak Ty, robię to nocami, bo wtedy jest mi najprzyjemniej, ale w maratonie, półmaratonie bym się nigdy nie zdecydowała wziąć udziału, to raczej nie dla mnie, za duża presja i takie tam. :)
OdpowiedzUsuńJestem pełna podziwu ;)
I dla mnie kiedyś było to abstrakcją:) A bieganie w nocy chyba najprzyjemniejsze. Mało ludzi, temperatura niższa:)
UsuńDokładnie, jeszcze, jak gwiaździste niebo nad nami, to w ogóle świetnie jest :)
UsuńPodziwiam.
OdpowiedzUsuńO super post! Gratki!:)
OdpowiedzUsuńJaka z Ciebie super siostra! A brat, też ma zacięcie do pisania :)
OdpowiedzUsuńGratuluję wytrzymałości :D
OdpowiedzUsuńNo i sukcesów oczywiście!
Bardzo zaciekawił mnie ten post. Naprawdę podziwiam Twoją wytrwałość. To że się nie poddałeś i do tego, robiłeś to wyłącznie dla siebie. Taka trasa na prawdę musiała być ciężka. Racja, trzeba przekraczać swoje granice. Teraz masz pewnie ogromną satysfakcję. Życzę powodzenia za rok! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Najgorsze podbiegi były no i słońce. Za rok życiówka:)
UsuńAdam
O matko. Pełen szacunek i gratuluję. Mimo, że nie cierpię i nie potrafię biegać to domyślam się jakie to może być uczucie, choćby sam start w takim maratonie. :D
OdpowiedzUsuńSam start i usłyszenie dopingu. Jak i ukończenie to dwa inne odczucia dla których warto pobiec i dać z siebie wszystko:)
UsuńAdam
Podziwiam ludzi, którzy przekraczają swoje granice, walczą z samym sobą. Ja najwięcej w życiu przebiegłam dwa kilometry i myślałam, że wyzionę ducha:D Aczkolwiek zostawiłam za sobą duużo osób:) Uczucie po dobiegnięciu do mety po tych dwóch godzinach musiało być cudowne:) Gratuluję!
OdpowiedzUsuńPodziwiam! Ja nie znoszę biegania, zresztą nie mogę, bo mam uraz kolana i czasem nawet chodzenie sprawia mi ból.
OdpowiedzUsuńoj tak - od dziecka..
OdpowiedzUsuń(nie) dziękuje, by nie zapeszyć :* :)
Szczerze mówiąc podziwiam ludzi którym "się chce". Ja nienawidzę biegać od dziecka, dlatego widok ludzi biegnących (najczęściej w jakimś szczytnym celu) wywołuje u mnie kupę emocji. Nawet gdybym sama podjęła się takiego wyzwania to padłabym po paru metrach...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Katherine Unique